Skrlatica – drugi najwyższy szczyt na Słowenii i trzeci szczyt Alp Julijskich po Triglavie (2864 m) i Jôf di Montasio (2754 m). Wznosząca się na wysokość 2740 m nazywana często Królowę Alp Julijskich. Zdecydowanie trudniejsza, bardziej wymagająca i mniej dostępna niż pobliski Triglav. Tymi słowami w bardzo dużym skrócie można opisać Skrlaticę.
Za każdym razem, kiedy byłem w Alpach Julijskich przywodziła mój wzrok i kierowała w swoją stronę moje myśli. Za każdym też razem z dystansem podchodziłem do wyzwania jakim było wejście na ten szczyt i odpuszczałem. Do czasu… Będąc w ubiegłym roku na Słowenii postanowiliśmy w końcu zmierzyć się ze Skrlaticą i jej obrazem jaki przez lata wykreował mój mózg.
Początek długiej drogi na szczyt ma swoje miejsce w dolinie Vrata. W tym samym miejscu swój start mają również najpopularniejsze drogi na Triglav: Tominškova Pot i Pot čez Prag, dlatego na parkingu warto zjawić się odpowiednio wcześnie. Ten lubi bardzo szybko się zapełniać.
Podejście pod ścianę
Z parkingu w kilka minut podeszliśmy pod schronisko Aljažev Dom, gdzie odbija w prawo szlak na Skrlaticę. Szeroka z początku droga po chwili zaczęła się zawężać i mocno wznosić w górę. Jeśli myśleliście, że wejście na Skrlaticę będzie łatwe i przyjemne to byliście w dużym błędzie. Dolny odcinek drogi schowany był w cieniu koron drzew. Na całe szczęście, bo słońce tego dnia da nam jeszcze solidnie popalić. Po pokonaniu granicy lasu rozpoczęła się wędrówka pośród wapiennych skał, piargów i rumoszu. Dotarcie do Bivaku IV zajęło nam ok. 2h.
Odcinek szlaku do Bivaku IV znaliśmy już z wcześniejszej wycieczki na Kriz. Schron ten często przez Słoweńców nazywany jest czeską ambasadą, z uwagi na to, że nasi południowi sąsiedzi nadużywają noclegów w tym miejscu traktując go jako normalne miejsce noclegowe.
Na rozwidleniu szlaków znajdującym się tuż pod schronem odbiliśmy w prawo, zgodnie z wymalowanym na skale napisem: Skrlatica. Po krótkim podejściu w górę ścieżka zaczęła trawersować Dolkovą Špicę (2591 m), a naszym oczom ukazała się Skrlatica. Nieprzystępna, groźna, surowa i górująca ponad wszystkim dookoła. O ile zazwyczaj stojąc u podnóża szczytu potrafię określić, którędy mniej więcej wiódł będzie szlak, tym razem nie potrafiłem wykreślić potencjalnej linii wejścia.
Był tylko jeden sposób, aby się tego dowiedzieć – trzeba było ruszyć naprzód. Obchodząc zbocza Dolkovej Špicy nieco obniżyliśmy swoją wysokość. Niestety szybko przyszło nam z ją powrotem zdobywać podchodząc najpierw piarżystą, później wijącą się zakosami po trawkach, ścieżką. Ścieżką, która wyprowadziła nas wprost na potężne pole piargów i skał ostro wznoszące się w górę. Wędrówka stała się niezwykle mozolna i uciążliwa, a palące słońce doskwierało niemiłosiernie.
Skalna wspinaczka
Po ok. 1h i 40 min od Bivaku IV udało nam się w końcu pokonać skalny rumosz o dotrzeć pod skalną ścianę, gdzie dopiero czekała nas najtrudniejsza część wejścia. Na Skrlaticę nie prowadzi żadna ferrata, a droga ubezpieczona jest tylko w najtrudniejszych miejscach. Nie oznacza to jednak, że na pozostałej części trasy jest łatwo. Wręcz przeciwnie. Wspinaczka jest dosyć wymagająca, wymaga pewnego doświadczenia i obycia ze skałą oraz ekspozycją. Dużym utrudnieniem jest również to, że skała na trasie jest bardzo krucha i należy szalenie uważać, gdzie stawia się stopy.
Zanim pojawiły się stalowe ubezpieczenia, pierwszy, skalny odcinek pokonaliśmy tylko z kaskami na głowie. Jednak kiedy przed nami pojawiła się stalowa lina uzbroiliśmy się również w pozostały sprzęt via ferratowy i na dobre rozpoczęliśmy wspinaczkę na Skrlaticę.
Po krótkim ubezpieczonym trawersie przyszło nam się zmierzyć z prawie pionowym kominkiem wyprowadzającym na niewielką szczerbinę. Zejście z niej również wymagało małej gimnastyki i skierowało wprost na kolejne trudności. Niewielką pionową ściankę pokonaliśmy przy pomocy prętów i klamer. Następnie czekało na nas przejście jednego z ciekawszych miejsc na szlaku. Krótki, ale bardzo eksponowany trawers lekko użebrowanej płyty, który ubezpieczały wbite w skałę stalowe pręty, które lata młodości mają już daleko za sobą 😉 Dalsza droga to szereg lufiastych odcinków bez liny oraz sporadycznie pojawiające się stalowe pręty. Pokonując kolejne trudności czułem niesamowity napływ endorfin.
Ostatnia prosta na szczyt
Na wysokości ok. 2550 m dotarliśmy do punktu, z którego roztaczały się świetne widoki na pionowe ściany otaczające Skrlaticę, potężny masyw Triglava oraz rozlewające się za nim morze chmur. W tym też miejscu nasza drogą skręcała prawie o 180 st. i kierowała w stronę wierzchołka. Wydawać by się mogło, że do przejścia pozostała nam już ostatnia prosta, ale Skrlatica tanio skóry nie sprzedała. Ostatnie 200 m wysokości to 0+/I trudności poprowadzone w dosyć kruchej skale, miejscami w dosyć eksponowanym terenie, czasem ubezpieczone stalową liną.
Finalnie po nieco ponad 5h udało nam się wejść na szczyt Skrlaticy. Szczytu, o którym marzyłem od pierwszego spojrzenia na niego. Radości i satysfakcji z wejścia nie sposób opisać. Tak jak widoków ze szczytu. Co prawda zachodnia flanka Alp Julijskich tonęła w morzu chmur, ale ta sceneria również tworzyła niesamowity widok.
Po 40 minutach spędzonych na szczycie zaczęliśmy schodzić. Droga powrotna wiedzie tym samym śladem, a więc czekała nas długa i wymagająca wędrówka w dół. Sprawy nie ułatwiała również pogoda i panujący upał, który coraz mocniej dawał się nam we znaki. Dlatego do samego końca skalnych trudności musieliśmy iść w maksymalnym skupieniu i z uwagą stawiać kolejne kroki. O ile chcieliśmy się znaleźć na dole jak najszybciej to z pewnością nie chcieliśmy zrobić tego w niekontrolowany sposób. Na całe szczęście udało się nam zejść bez większych przygód. Kiedy dotarliśmy do podstawy ściany mogliśmy w końcu odetchnąć z ulgą, że najgorsze już za nami i wizyta u Królowej zakończyła się sukcesem. Pozostałe 1300 m w dół było mozolnym pokonywaniem każdego metra i walką ze zmęczeniem, pragnieniem i upalnym słońcem.
Skrlatica – Królowa Alp Julijskich. Zdecydowanie tak.
Trochę cyferek:
- Czas wejścia i zejścia: 10,5 h
- Dystans: 13,7 km
- Przewyższenie: 1850 m (góra/dół)
Znajomi mówią o nas, że jesteśmy najbardziej zbzikowanymi na punkcie gór ludźmi jakich znają.
Góry to miejsce, gdzie uciekamy, by przeżyć kolejną przygodę, gdzie chcemy być bliżej przyrody i nasłuchiwać ciszy. No tak, ciekawe czy można usłyszeć ciszę? Ela ciągle próbuje znaleźć odpowiedź na to nurtujące pytanie, a ja bez końca planuję nasze kolejne wyprawy!
3 komentarze
Fajny klimat robiły te chmury nad zachodnią częścią Alp Julijskich. Szczyt wygląda bardzo ciekawie, zresztą w okolicy kilka innych również przyciąga wzrok 😉
Zgadzam się w 100%. Szkoda, że nie udało się uchwycić tego jak przelewają się z jednej strony na drugą niczym wodospad. A Julijskie? Dla mnie stają się powoli niczym Tatry i czuję się tam prawie jak w domu :):)
Dzięki za super relację!!! Wasze opisy są mega pomocne i dają spore wyobrażenie dla tych , którzy chcą z Alpami Julijskimi zaprzyjaźnić się na dłużej ;). Tak jest w naszym przypadku. W tym roku , jak pogoda pozwoli Skrlatica jest i naszym celem. Zobaczymy czy starczy czasu i sił, bo w tegorocznym planie czeka jeszcze Prisojnik i Mangart. Po zeszłorocznym pobycie nieomal pewnym stało się , że będziemy tam jeszcze nie raz wracać. Powodzenia i raz jeszcze dzięki za pomoc!!!!