Wpis ten będzie wyprawą pamięcią wstecz, ponieważ na wejście na Grossglockner miało miejsce we wrześniu 2013 r. Mimo to postanowiłem odświeżyć sobie wspomnienia z tego wyjazdu gdyż był to mój pierwszy alpejski szczyt, na który udało mi się wejść. W tamtym czasie moje wysokogórskie umiejętności dopiero się kształtowały, dlatego zdecydowałem, że pojadę tam z Polskim Klubem Alpejskim (PKA). Teraz jestem już trochę mądrzejszy i wiem, że wybór towarzyszy podróży nie był zbyt trafny, ale wtedy jeszcze tej wiedzy nie posiadałem. W każdym razie szybko się połapałem o co w PKA chodzi i dałem stamtąd nogę 😉 Z Katowic teleportujemy się na parking nieopodal Locknerhaus. Jesteśmy na miejscu. Mija trochę czasu, aż wszyscy przepakujemy rzeczy, coś zjemy i przygotujemy do wyjścia. W końcu ruszamy. Idziemy szlakiem numer 702B. Początkowo szlak nie sprawia najmniejszych problemów, ponieważ prowadzi drogą, aż do schroniska Lucknerhutte.

Niestety nie jest nam dane zobaczyć celu naszej wyprawy, Grossglocner spowity jest chmurami które z czasem zaczynają opadać coraz niżej, znacznie ograniczając widoczność w dolinie. Mimo, że wybraliśmy się we wrześniu czekała nas przeprawa przez znaczne ilości nie przetartego, kopnego, śniegu. Od Lucknerhutte droga prowadzi już wąską ścieżką w kierunku Stüdlhütte. Wiła się ona coraz bardziej w górę, sprawiając słabo przygotowanym kondycyjnie osobom sporo problemów. Ja na szczęście sporo trenowałem przed wyjazdem więc bez problemów, z całkiem niezłym czasem dotarłem do schroniska Stüdlhütte. Znajduje się ono na wysokości 2801 m n.p.m. Jest to spore i bardzo komfortowe schronisko, w którym zatrzymujemy się na noc z uwagi na to, że pogoda zaczyna się bardzo pogarszać.

Wiatr przybrał na sile i wył niemiłosiernie, do tego doszła słaba widoczność. W takich warunkach nie mieliśmy szans przejść przez lodowiec i dotrzeć do Erzherzog-Johann-Hütte (EJH). Pobudka rano, niestety dalej wieje bardzo silny wiatr i odkładamy wyjście na później. Czekamy na poprawę warunków. Z czasem wiatr stracił na sile i pojawiła się szansa na wyjście. Z tego co pamiętam rano w tej totalnej zawierusze wyszła jakaś grupa Włochów i po jakimś czasie zawróciła, ponieważ na lodowcu musieli przedzierać się w świeżym śniegu ponad kolana. Do tego wiatr i zdecydowanie niska temperatura odczuwalna zmusiły ich do odwrotu. Dochodzi godz. 12.00, zapada decyzja, że idziemy w kierunku schroniska Erzherzog-Johann-Hütte. Poruszenie w zespole, wszyscy czym prędzej przygotowują się do wyjścia. Idziemy! Po krótkim trawersie zaczynamy podejście wzdłuż znajdującej się po naszej lewej stronie Stüdlgrat. Po raz pierwszy mam okazję zobaczyć najwyższą górę Austrii na własne oczy. Przed nami wyłonił się lodowiec Kodnitzkees oraz górujący ponad wszystkim Grossglockner. Korzystając z okienka pogodowego udało nam się pokonać lodowiec oraz dojść krótkim odcinkiem grani ubezpieczonej w stalowe liny do schroniska Erzherzog-Johann-Hütte. Choć trzeba przyznać, że przejście po lodowcu było mozolne z uwagi na fakt, iż musieliśmy torować szlak. Kolejne podchodzące po nas zespoły miały już o niebo lepiej.

Pogoda jest ok, ale mimo to zapada decyzja, że zostajemy na schronisku. Niestety nie wszyscy są przygotowani do wejścia kondycyjnie, dlatego taka, a nie inna decyzja. Budzimy się rano, zabieramy sprzęt i ruszamy. Meteo niestety nie jest najlepsze. Wiatr hula na prawo i lewo. Na podejściu pod grań, tuż za schroniskiem, ledwo można ustać na nogach. W pewnym momencie poryw wiatru był tak duży, że kobieta w zespole przed nami nie dała rady ustać na nogach i ją przewróciło przez co osunęła się parę metrów w dół. Mimo to idziemy dalej z nadzieją, że schowani w żlebie wyprowadzającym na grań będziemy osłonięci od wiatru i zobaczymy co słychać wyżej.

Na szczęście w wyższych partiach wiatr nieco cichnie więc możemy iść dalej. Wychodzimy na grań, razem z siłą wiatru słabnie widoczność. Pułap chmur znajduje się na tej samej wysokości co my więc nie mamy okazji podziwiać roztaczającej się z wokół panoramy. Sprawnie pokonujemy kolejne odcinki grani i z dobrym czasem meldujemy się na szczycie Grossglocknera – 3798 m n.p.m. Widoczność jest jeszcze gorsza niż w czasie przejścia grani. Robimy pamiątkowe zdjęcia na tle krzyża, który znajduje się na szczycie i zbieramy się do zejścia, ponieważ wiatr znów przybiera na sile i potęguje uczucie zimna. Zejście w dół idzie nam równie sprawnie, przez co raz dwa znajdujemy się ponownie przy schronisku Erzherzog-Johann-Hütte.

 

W zasadzie od tej chwili pogoda zaczyna się poprawiać i w momencie dojścia do schroniska Stüdlhütte świeci słońce, a na niebie króluje błękit. No cóż, mówi się trudno i szkoda, że nie było takich warunków kiedy byliśmy na szczycie bo wrażenia i widoki pozostały by w pamięci na długo. Niemniej pozostaje się cieszyć z wejścia na najwyższy wierzchołek Austrii i Wysokich Taurów. W drodze zejściowej możemy podziwiać piękno alpejskich dolin oraz spoglądać przez ramię na szczyt Grossglocknera, który widać w całej okazałości.

1 Comment

Write A Comment

Podobał Ci się wpis?

Znalazłeś interesujące Cię informacje?

Bądź na bieżąco i dołącz do nas na Facebook’u!

Nic Cię to nie kosztuje, a nas zmotywuje do dalszej pracy 🙂