Triglav! Najwyższy szczyt Słowenii oraz Alp Julijskich. Wejście na jego wierzchołek znajdujący się na wysokości 2864 m od dawna chodziło mi po głowie. Wejście na Triglav miało być kolejnym krokiem w mojej górskiej „karierze” i otwarciem na nowe góry, inne niż dotychczasowe Tatry. I w końcu nadarzyła się ku temu świetna okazja. Wystarczył jeden telefon od Adama i od razu decyzja na TAK, jadę!
Przed wyjazdem rozeznanie w internecie na temat wariantów wejścia, schronisk i noclegów, dojazdu. Postanawiamy wchodzić na Triglav od północnej strony. Prowadzą tędy trzy warianty wejściowe, które swój początek mają pod schroniskiem Alzajev Dom. Schronisko to znajduje się w malowniczej dolinie Vrata na wysokości 1015 m n.p.m. Biorąc pod uwagę, że wierzchołek Triglava znajduje się na wysokości 2864 m n.p.m. mamy do pokonania, aż 1849 m przewyższenia! Niezależnie od wybranej drogi trzeba się solidnie przygotować kondycyjnie, aby sprostać wymagającej i wyczerpującej trasie. Pod schronisko Alzajev Dom można dojechać z Mojstrany samochodem. Dosłownie 3 minuty drogi od schroniska znajduje się parking, za który zapłaciliśmy bodajże 3 euro.
Pierwszy wariant wejścia prowadzi przez przełęcz Luknja oraz zachodnią granią, gdzie poprowadzona jest via ferrata Bamberg. Sama droga popularnie nazywana jest przez Plemenice i jest to najtrudniejszy wariant wejścia na szczyt (poza wejściami wspinaczkowymi oczywiście), które zajmuje 7h. Pierwotnie planowaliśmy pokonanie właśnie tej drogi, ale z uwagi na warunki pogodowe i niesprzyjające meteo niestety musieliśmy odpuścić i wybrać jeden z dwóch pozostałych wariantów.
Druga droga wiodąca od Alzajev Dom to droga przez Prag. Podejście to prowadzi początkowo w górę doliny Vrata, pod północną ścianę Triglava po czym skręca w lewo i wznosi się w górę ścieżką. W paru miejscach ubezpieczona jest ona stalowymi linami oraz klamrami i prętami ułatwiającymi wejście. Po pewnym czasie ścieżka zaczyna prowadzić po piargach, aż do miejsca gdzie łączy się ona pod ścianą Begunjski Vrh z drogą Tominskova Pot. Jest to najprostsza możliwość podejścia pod schronisko Triglavski Dom. Drogę zalecałbym robić w kierunku odwrotnym, czyli schodzić nią w dół.
My na wejście wybraliśmy ostatnią możliwość, czyli tzw. drogę Tominskova Pot. Droga ta skręca po kilku minutach za schroniskiem Alzajev Dom w lewo, tuż przed pomnikiem ludzi gór poległych w walkach partyzanckich w Alpach Julijskich.
Początkowo droga prowadzi lasem po ścieżce, która po chwili przechodzi bardziej w schody zbudowane ze ściętych pni. Podejście jest strasznie strome i mocno daje w kość. W czasie naszego wyjazdu wilgotność powietrza była tak duża, że czuliśmy się jak w lasach Amazonii, na dodatek zaczął padać deszcz. Jedyny plus był taki, że szybko nabieraliśmy wysokości. Po podejściu pod opadające ściany, ścieżka zaczyna trawersować i pojawiają się w ubezpieczenia w postaci stalowych lin. Nie wiedząc co czeka nas dalej, czy to już ten moment, gdzie zaczyna się ferrata na drodze Tominskova Pot postanowiliśmy założyć uprzęże, lonże oraz kaski. Nie chcę powiedzieć, że to był błąd, bo ostrożności nigdy za wiele, ale po przejściu tych kilkunastu metrów ścieżka prowadzi w dalszym ciągu po skałach i pnie się w górę w łatwym terenie więc te pierwsze stalowe liny to tylko fałszywy alarm 🙂 Cała zabawa zaczyna się wyżej.
Na trasie zaczyna przybywać sztucznych ubezpieczeń, drogą pnie się coraz stromiej w górę. Niestety w miarę upłuwy czasu pogoda psuje się coraz bardziej. W miarę znośna mżawka zamienia się w regularny deszcz, co gorsza co jakiś czas słychać grzmoty. Biorąc pod uwagę, że poruszamy się wpięci do stalowej liny, która w czasie burzy działa jak piorunochron, nie wróży to nic dobrego. Trochę przestraszeni idziemy dalej. Leje jak cholera.
Docieramy do miejsca, gdzie spotykają się drogi Tominskova Pot oraz droga przez Prag. Czas dojścia na szczyt od tego miejsca wynosi 2h 30min. Po przejściu zaledwie kilkudziesięciu metrów staje się rzecz najgorsza z możliwych. Deszcz zmienił się w śnieg i doszedł do tego silny wiatr. Idziemy pośród zamieci śnieżnej. Problem polega na tym, że opady śniegu są tak intensywne, że w moment warstwa białego puchu przykrywa wszystko wokół, łącznie ze znakami szlaku. Dochodzimy widoczną jeszcze ścieżką do rozwidlenia szlaku. Patrzymy na znaki: 20 min do schroniska Valentina Stanica, 1h 15m do schroniska Triglavski Dom.
Podejmujemy jednogłośną decyzję, że w tych warunkach pogodowych najlepiej jeśli dostaniemy się jak najszybciej do schroniska Valentina Stanica. Odbijamy w lewo i idziemy w miarę widoczną jeszcze ścieżką. Po pewnym czasie niestety ścieżka urywa się na polu śnieżnym i błądzimy wokół w poszukiwaniu jej kontynuacji. Mija kilkanaście, może kilkadziesiąt minut i niestety dalej nigdzie nic nie widać, warstwa śniegu skutecznie przykryła już wszystko, dodatkowo widoczność również jest bardzo ograniczona. Wyciągamy mapę i próbujemy zlokalizować kierunek dalszego marszu na kompasie, ale nic z tego. Po krótkiej wymianie zdań postanawiamy zawrócić do miejsca, gdzie krzyżowały się szlaki. I w tym momencie ma miejsce rzecz przedziwna. Śnieg przestaje sypać, wiatr podnosi chmury wysoko ponad nas odsłaniając wszystko wokół. Przed nami roztaczają się kapitalne widoki. I na całe szczęście udaje nam się znaleźć drogę do schroniska Triglavski Dom.
Po krótkiej sesji zdjęciowej ruszamy dalej w obawie przed ponownym pogorszeniem się pogody. Droga prowadzi częściowo po skałach, częściowo po polach śnieżnych. Dochodzimy do ściany znajdującej się po lewej stronie, na której jest trochę ubezpieczeń w postaci stalowych lin i prętów. Pniemy się w górę. Po kilkudziesięciu minutach wyłania się schronisko Triglavski Dom. Wchodzę do środka i co? I czuję się jakbym był w kraju – krząta się tu pełno Polaków 🙂 Czekam na resztę ekipy, ściągam z siebie mokre ubrania i szukam jakiegoś ciepłego kąta bo nie źle nas wywiało. Tego dnia pogoda pozostała już bez zmian, wiatr raz po raz przeganiał chmury odsłaniając nam sylwetkę Małego Triglava i Triglava oraz okolicznych szczytów. Pozostajemy na noc w schronisku, gdzie koszt noclegu wynosi, aż 27 euro od osoby w pokoju 5 osobowym oraz 23 euro w pokoju wieloosobowym. Niestety temperatura w pokoju wynosiła ledwo 9stC więc nie spało się zbyt komfortowo.
Pobudka wcześnie rano, zejście na główną salę na śniadanie (bufet otwierają o 6.00), ubieramy sprzęt i wychodzimy o 6:30. Wieje mocny i zimny wiatr. Droga na szczyt od schroniska powinna zająć ok. 1h. Prowadzi ona początkowo zboczem Małego Triglava, następnie przez jego kopułę szczytową, granią pomiędzy Małym Triglavem i Triglavem, by następnie wspiąć się ścianą Triglava na jego wierzchołek. Droga tak naprawdę na większym odcinku ubezpieczona jest stalową liną, do której warto się wpiąć mając na uwadze bardzo dużą ekspozycję oraz zmrożony śnieg i lód pod nogami.
Po 1h 15min meldujemy się na szczycie. Kilka pamiątkowych fotek, podziwianie widoków i zaczynamy zejście bo wieje niemiłosiernie. O godz. 9:30 znów jesteśmy pod schroniskiem. Czekamy chwilę na resztę ekipy, krótki odpoczynek i trzeba spieszyć w dół, bo przed nami długa podróż powrotna do Polski. Jako drogę zejściową wybieramy szlak przez Prag. Zejście w dół do schroniska Alzajev Dom powinno zająć ok. 3h 30min. Schodząc w dół podziwiamy ostatnie widoki jakie serwują nam Alpy Julijskie i masyw Triglava. Im niżej jesteśmy tym bardziej wyłania się przed nami północna ściana Triglava. Ponad 1200 m ściana robi wrażenie i stanowi nie lada wyzwanie dla wspinaczy.
Nasz wyjazd do Słowenii nie ograniczył się jedynie do wejścia na Triglav. W zasadzie przed wejściem na szczyt ze względu na nie pogodę postanowiliśmy trochę pozwiedzać. I tym sposobem odwiedziliśmy jedne z największych atrakcji Słowenii, a mianowicie Jaskinię Postojna oraz Jaskinie Szkocjańskie wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Jeśli macie możliwość zostać w Słowenii jeden dzień dłużej to naprawdę polecam zobaczyć te dwa miejsca bo warto. Co prawda 21,9 euro oraz 16 euro za wstęp do jaskiń to wcale nie mało, ale myślę, że nie będziecie żałować. Pozostałe informacje i zdjęcia jaskiń znajdziecie w google 😉 Poza tym odwiedziliśmy jeszcze Piran. Urocze miasteczko nad Adriatykiem.
Znajomi mówią o nas, że jesteśmy najbardziej zbzikowanymi na punkcie gór ludźmi jakich znają.
Góry to miejsce, gdzie uciekamy, by przeżyć kolejną przygodę, gdzie chcemy być bliżej przyrody i nasłuchiwać ciszy. No tak, ciekawe czy można usłyszeć ciszę? Ela ciągle próbuje znaleźć odpowiedź na to nurtujące pytanie, a ja bez końca planuję nasze kolejne wyprawy!