Po serbsku Prokletije, po albańsku Bjeshket e Namuna, po polsku Alpy Północnoalbańskie lub Góry Przeklęte. Już same nazwy sugerowały, że będzie ciekawie. Kiedy dodałem do tego znalezioną w otchłaniach internetu informację, że Góry Przeklęte są na takim etapie eksploracji jak Tatry 100 lat temu od razu zapachniało przygodą. Parafrazując klasyka ciągle chodziło mi po głowie: co tam będzie, jak tam będzie? O tym jakie są naprawdę i jak wyglądają Prokletije przekonaliśmy się na własnej skórze zdobywając Zla Kolate, najwyższy szczyt Czarnogóry.

Po kilku wspaniałych dniach spędzonych w Durmitorze ruszyliśmy dalej. Od razu po zejściu z Prutaša pojechaliśmy na południowy-wschód w stronę trójstyku granic Czarnogóry, Albanii i Kosowa. To tam bowiem znajdują się Góry Przeklęte, które były celem naszych kolejnych wędrówek. Najlepszą bazą wypadową w te góry są miejscowości Gusinje oraz leżące bardziej w głąb doliny Vusanje.

Pierwotnie zamierzaliśmy przenocować gdzieś na dziko, ale z racji tego, że dosyć późno dotarliśmy na miejsce i jakoś nie specjalnie chciało nam się kombinować stwierdziliśmy, że damy zarobić miejscowym i rozbiliśmy nasz namiot w Eko Katun Rosi. Można tam też wynająć pokoje lub domek. My jednak lubimy nasze małe M2 i nie skorzystaliśmy z noclegów w wersji premium. Nieco zmęczeni panującymi upałami oraz podróżą padliśmy jak muchy i szybko wskoczyliśmy do śpiworów.

Po dosyć chłodnej nocy przywitał nas piękny poranek. Tego dnia nie mieliśmy w planach zdobywania żadnych szczytów. Kiedyś w końcu trzeba się zregenerować i nacieszyć nic nie robieniem. Zrobiliśmy tylko mały rekonesans w najbliższej okolicy, zaliczając kolejne bardzo urokliwe wywierzysko krasowe tzw. Oko Skakavice leżące u wylotu doliny Ropojana.

Teraz z perspektywy czasu trochę żałuję, że nie zawędrowaliśmy dalej, w jej głąb, bo podobno jest przepiękna i warto ją odwiedzić. Przebiega przez nią także jeden z nielicznych wytyczonych w tych górach szlaków o nazwie Peaks od the Balkans. Podążając za jego znakami możemy przedostać się do najbardziej znanej miejscowości leżącej po albańskiej stronie Gór Przeklętych, a mianowicie Theth.

Tak naprawdę to chcieliśmy zobaczyć dolinę Ropojana w trakcie wycieczki do bardzo malowniczej, pełnej polodowcowych jezior, doliny Buni Jezerces leżącej u podnóża Maja e Jezerces (najwyższego szczytu gór Prokletije), ale ostatecznie zmieniliśmy nasze plany. Na miejscu dowiedzieliśmy się od napotkanych Holendrów, a oni z kolei od spotkanych wcześniej Polaków, że woda we wspomnianych jeziorach doliny Buni Jezerces wyparowała, a wraz z nią także i cały urok doliny. Wobec tego postanowiliśmy zawędrować gdzieś indziej. A gdzie? Dowiecie się wkrótce w kolejnym poście 🙂

Nad Okiem Skakavice spędziliśmy trochę czasu oddając się lekturze książek i wsłuchując się w szum wody mającej źródło w wywierzysku. Po pewnym jednak czasie nad Oko zaczęły przychodzić kolejne osoby i nasza oaza spokoju przestała nią być. Zwinęliśmy stamtąd nasze tyłki i podjechaliśmy do Gusinje uzupełnić zapasy jedzenia i wody w jednym z tamtejszych sklepów. W Vusanje takowych nie ma. Jest tylko jeden mały kiosk z najważniejszymi artykułami, którego godziny otwarcia znane są chyba jedynie sprzedawcy. Przez resztę dnia korzystaliśmy z cudownej pogody i regenerowaliśmy siły przed wejściem na Złą Kolatę. Czekała nas bowiem kolejna solidna trasa do przejścia o długości ok. 25 km i sumie przewyższeń wynoszącej prawie 1700 m. Krótko mówiąc konkretna wyrypa.

Zanim zacznę opowiadać o tym jak zdobywaliśmy Zlą Kolatę chciałem Was przeprosić za jakość zdjęć. Jak zapewne część z Was wie, padła nam karta z aparatu i przepadły wszystkie zapisane na niej zdjęcia. Te które tutaj znajdziecie zostały zrobione telefonem. Jakość nie jest najlepsza, ale zawsze lepsze to niż nic 🙂

Aby nie zostać wyprażonym na słońcu jak popcorn wstaliśmy skoro świt i już o 6:30 byliśmy na szlaku. Przy bałkańskich upałach nawet i ta godzina jest zbyt późna, no ale komu chce się na urlopie wstawać tak wcześnie 🙂 Teoretycznie ścieżka na Zlą Kolatę jest oznakowana, ale w rzeczywistości bywa z tym różnie. Z Eko Katun podjechaliśmy do wylotu doliny Ropojana nad kanion rzeki Grlje, gdzie zostawiliśmy samochód i rozpoczęliśmy wędrówkę na najwyższy szczyt Czarnogóry.

Obok niewielkiego meczetu, gdzie znajduje się szlakowa tabliczka odbiliśmy w prawo kierując się na Vrh Bora oraz Zlą Kolatę. Zostawiwszy ostatnie zabudowania Vusanje – Katun Zarunica za sobą zmierzaliśmy początkowo gruntową drogą, później leśną ścieżką, powoli łapiąc wysokość. W lesie trochę zaskoczył nas widok podążającego z naprzeciwka chłopaka prowadzącego dwa konie. Chwilę z nim porozmawialiśmy, wymieniliśmy się pozdrowieniami i ruszyliśmy dalej. Tak prawdę mówiąc teraz już by mnie taki widok nie zdziwił. Później często mieliśmy okazję go oglądać. Konie to dla tych ludzi często jedyny środek transportu. W górach nie ma dróg, a te, które są, często są nieprzejezdne dla samochodów. Konie to także siła robocza. Wykorzystuje się je praktycznie do każdego rodzaju prac w gospodarstwie, a także do przewozu różnego rodzaju materiałów czy drewna na opał.

Pierwszy odcinek szlaku nie zachwyca. W zasadzie nic ciekawego się nie dzieje. W trakcie marszu nie towarzyszą nam żadne powalające widoki, jedynie przez moment za naszymi plecami widzimy dolinę Ropojana. Poza tym nic. Dopiero w momencie odbicia szlaku na Zlą Kolatę zaczyna się coś dziać. Zanim jednak doszliśmy do tego miejsca minęliśmy jeszcze zagrodę pasterską. Od razu kiedy tylko pokazaliśmy się na krawędzi polany naszą obecność zwęszyły psy pasterskie i głośno dały znać pasterzowi o zbliżających się intruzach. Uparte ujadały przez cały czas i powoli zaczynały się kierować w naszą stronę. Na szczęście zaalarmowany przez nie pasterz również ruszył w naszym kierunku i przeprowadził nas przez swoją zagrodę pełną owiec. W między czasie krzyknął dwa słowa w stronę czworonożnych strażników, a te przestały szczekać jak po dotknięciu czarodziejskiej różdżki. Nie chce wiedzieć jak skończyłaby się nasza wycieczka gdyby go tam nie było i sami musielibyśmy stawić czoła psiakom, które nie boją się stanąć na drodze wilka czy niedźwiedzia. Na szczęście pasterz był na posterunku i bezpiecznie mogliśmy kontynuować naszą wędrówkę.

Gdybyście wybierali się kiedyś na Zlą Kolatę to w pewnym momencie dochodzi się do bardzo słabo widocznego i nieoznaczonego rozwidlenia szlaków. W tym miejscu z wyraźnej ścieżki prowadzącej na Vrh Bora należy odbić w prawo. W zasadzie na tym etapie skończyła się wędrówka pod osłoną drzew. Przyjemny, ciepły, letni poranek ewoluował w lejący się z nieba żar i gorąco. Na niebie nie było żadnej, choćby najmniejszej chmurki. Doświadczeni już wcześniejszymi wyjściami zabraliśmy ze sobą w drogę po 4 litry płynów na głowę, a jak się później okazało i tak spory zapas był na styk. W promieniach bałkańskiego słońca dotarliśmy do Qafa Borit, niewielkiego polja krasowego. Góry Przeklęte, a w zasadzie to większość bałkańskich pasm górskich to jedna wielka arena wszelkiego rodzaju zjawisk krasowych. Począwszy od jaskiń po leje, wywierzyska, polja, żłobki i żebra krasowe. Mokry sen geologów i grotołazów 🙂

Jak już wspomniałem od Qafa Borit droga staje się nieco ciekawsza. Ścieżka wiła się pośród skał i traw. Czasem trzeba było się gdzieś wdrapać używając wszystkich kończyn, czasem musieliśmy wypatrywać szlaku, którego przebieg nie był oczywisty i jedynie wskazania GPSa pozwalały obrać słuszny kierunek. Generalnie szlak nie jest zbyt często uczęszczany i miejscami jest dosyć zarośnięty, a oznaczenia słabo widoczne lub w ogóle nie potrafiliśmy ich odnaleźć. W pewnym momencie dosłownie zawędrowaliśmy w maliny 🙂 Ale jak się okazało był to prawidłowy kierunek. Tak naprawdę orientacyjnie droga nie jest jakoś skomplikowana, bo należy iść dnem doliny w stronę przełęczy Preslopit znajdującej się na jej końcu to staraliśmy się trzymać wyznaczonego szlaku, aby nie wpakować się w jakąś krasową dziurę.

Jeśli już mowa o dziurze to jedną naprawdę trudno przeoczyć. Mam na myśli tą, z której zieje zimnem i lodem. Tuż przy szlaku znajduje się bowiem wejście do jaskini Lodowej. Mimo tego, że był upalny lipiec wejście oraz wnętrze jaskini wyścielone było śniegiem i lodem! Nie mam pojęcia skąd on się wziął w środku oraz jakim cudem utrzymuje się tam na tyle niska temperatura, że śnieg i lód nie topnieje pomimo panujących na Bałkanach upałów. A temperatura powietrza wydostającego się z jaskini była na tyle niska, że nie dało się tam wystać dłuższej chwili, bo człowiekowi robiło się momentalnie zimno.

Dalszy odcinek drogi w kierunku przełęczy Preslopit (2039 m) w normalnym wydaniu to czysta przyjemność i spacer, ale… No właśnie. Nie wiem czy pamiętacie jak pisałem, że w czasie naszego wejścia na Dinarę stresowałem się każdym szelestem pod nogami w obawie o żmije nosorogie lub inną tego rodzaju gadzinę. Tym razem mieliśmy okazję spotkać właśnie tego gada na naszej drodze. Podążając wąską ścieżką usłyszeliśmy tuż obok nas głośne syczenie wydobywające się z gęstej trawy. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie sprawdził co je wydaje. Nie raz, nie dwa napotykaliśmy gigantyczne świerszcze i tym razem myślałem, że będzie podobnie. Pochyliłem się trochę do przodu i kiedy to coś przed moimi oczami zaczęło się ruszać, a w zasadzie pełzać zdałem sobie sprawę, że mamy do czynienia z najbardziej jadowitym wężem w Europie – żmiją nosorogą.

Dzięki Bogu i na całe szczęście żaden z nas nie nadepnął na nią, ani nie spowodował, że poczuła się na tyle zagrożona by od razu kąsać. Obeszło się tylko na sygnałach ostrzegawczych po czym żmija odpełzła w pośpiechu w przeciwnym kierunku. Ufff… W tym momencie kamień spadł nam z serca, ale tak naprawdę to nie odetchnęliśmy z ulgą, bo skoro przekonaliśmy się, że wcale nie tak trudno spotkać tutaj żmije to trzeba uważać na każdym kroku. Stety, niestety nie udało mi się zrobić jej zdjęcia, bo szybko schowała się w zaroślach. W sumie to poza żmiją natrafiliśmy jeszcze na, wydawałoby się egzotyczne stworzonka, mianowicie skorpiony! Tak! Też o tym nie wiedziałem, ale w Czarnogórze i pozostałej części Bałkanów można spotkać te stawonogi. Mogłem bardziej uważać na lekcjach geografii czy biologii, może nie byłbym tak zaskoczony.

Po spotkaniu z niepożądanym gościem ostrożnie zmierzaliśmy w stronę przełęczy Preslopit. Trochę śmiesznie to wyglądało, bo idąc poruszałem kijkami przed sobą jak niewidomy w nadziei, że spłoszę podłe potwory czyhające w trawie na nasze życie.

Już od jakiegoś czasu widzieliśmy już przed nami szczyt Zlej Kolaty, ale tak naprawdę dopiero teraz zobaczyliśmy dalszy przebieg naszej drogi. Wyglądało to ciekawie. Patrząc na stromo opadające ściany Zlej i Dobrej Kolaty starałem się odnaleźć linię naszego podejścia. Muszę przyznać całkiem dobrze poukładałem sobie to przejście w głowie, bo pokryło się on z tym wytyczonym w terenie. W drodze na przełęcz Qafa Kolata (Dvoini Prevoj) spotkaliśmy schodzących z niej dwoje starszych turystów z Niemiec i Austrii. Jak mnie pamięć nie myli rozbili oni sobie trasę na szczyt na dwa dni i nocowali gdzieś w górach. A my jak te głupki męczyliśmy się i zrobiliśmy to w jeden dzień 😛 Po stromym podejściu na przełęcz w końcu ujrzeliśmy co znajduje się po drugiej stronie. Zaskoczę Was! Tam też były góry!

Z siodła przełęczy można podejść na Dobrą Kolatę i tam też właśnie prowadzi wyznaczony szlak. Ale z racji tego, że najwyższa w Czarnogórze jest ta Zla to skierowaliśmy najpierw swoje kroki w jej stronę. Nie prowadzi na nią żadna znakowana ścieżka, ale gdzieniegdzie można wypatrzyć ustawione kopczyki. Ja po drodze dołożyłem dla potomnych 3-4 solidne i wysokie kopczyki i mam nadzieję, że ułatwiły one drogę innym osobom zdobywającym szczyt. Po ok. 20 min podejścia z przełęczy Qafa Kolata cieszyliśmy się ze zdobycia kolejnego szczytu zaliczanego do Korony Europy! Zdobyliśmy Zlą Kolatę, 2534 m, najwyższy szczyt Czarnogóry. Z wierzchołka jak na dłoni widać sąsiadującą Dobrą Kolatę, która przez jakiś czas uważana była za tą wyższą. Poza tym na widnokręgu rysowały się setki pozostałych wierzchołków Gór Przeklętych. Kompletnie nie mam pojęcia jak się nazywały, jedynie rozpoznałem, który szczyt to Maja Jezercës – najwyższy w całych Prokletijach.

W każdym razie pięknie to wyglądało, a świadomość, że zapewne większość tych strzelistych wierzchołków nie została jeszcze zdobyta napawała mnie dziwnym uczuciem. Trudno mi było to sobie wyobrazić, że tak naprawdę praktycznie w samym sercu Europy jest to jeszcze możliwe. Rozumiem dlaczego w Karakorum czy w Himalajach jest jeszcze mnóstwo dziewiczych szczytów. Są mega trudno dostępne, szczyty leżą w strefie śmierci itd. Ale w Europie? Przypuszczam, że w przypadku Gór Przeklętych podyktowane jest to trudną historią regionu oraz ciągłymi konfliktami, które miały miejsce na półwyspie bałkańskim. W zasadzie dopiero od kilku lat mamy w tym rejonie względny spokój, który pozwala na eksplorację tych terenów oraz rozwój turystyki. Trzeba się z tego cieszyć i oby było tak jak najdłużej!

Na szczycie nie zabawiliśmy za długo, bo zostaliśmy zaatakowani przez opętane muchy, które nie dawały nam posiedzieć w spokoju. Po obowiązkowej sesji zdjęciowej, z której w sumie nic nie zostało (zdjęcia były na karcie aparatu), ruszyliśmy w drogę powrotną. Schodziliśmy tą samą drogą.

Podsumowując w kilku słowach wejście na Zlą Kolatę powiem, że była to bardzo wyczerpująca wyprawa, może nie trudna technicznie, ale na pewno trzeba być dobrze przygotowanym kondycyjnie, mieć obycie w poruszaniu się w terenie eksponowanym oraz znać topografię terenu i umieć się poruszać w terenie, gdzie nie mamy wyraźnie poprowadzonego szlaku. Dodatkowe zagrożenie stanowią psy pasterskie, żmije nosorogie oraz panujący zazwyczaj upał i brak źródeł wody na trasie.

Wejście na Zlą Kolatę:

– wysokość: 2534 m

– suma przewyższeń: 1677 m

– dystans: 24,6 km

– czas wejścia i zejścia z Vusanje: 9h 30min

– ilość zabranej wody na osobę: 4,0 l

Link do śladu GPS w serwisie Movescount: http://www.movescount.com/pl/moves/move166646192

Link do śladu GPS w serwisie Wikiloc.com: https://www.wikiloc.com/wikiloc/view.do?id=19849065

Write A Comment

Podobał Ci się wpis?

Znalazłeś interesujące Cię informacje?

Bądź na bieżąco i dołącz do nas na Facebook’u!

Nic Cię to nie kosztuje, a nas zmotywuje do dalszej pracy 🙂