Wejście na Jof di Montasio
Położony na północno-zachodnich krańcach Alp Julijskich Jof di Montasio jest drugim co do wysokości szczytem tego pasma. Wznosi się on na wysokość 2753 m co czyni z niego kawał pięknej góry. Atrakcyjności dodaje mu również jedna z dróg wiodących na jego wierzchołek o wdzięcznej nazwie „przez drabinę Pipana”. I tą właśnie drogą postanowiliśmy wejść na Jof di Montasio, który od dawna czekał na odnotowanie w moim notesiku.
Z parkingu ruszyliśmy żwawym krokiem w kierunku schroniska Giacomo di Brazza. Podejście szutrową drogą zajęło nam raptem 20 minut. I tyle wystarczyło, by przed naszymi oczami roztoczyła się świetna panorama na masyw Kanina. Tego samego, który przed kilkoma dniami próbowaliśmy szturmować od tej właśnie strony. Widoczność tego dnia była tak dobra, że na horyzoncie mogliśmy oglądać oddalone o 100 km szczyty Dolomitów. A to przecież dopiero początek wycieczki!
Spod schroniska skierowaliśmy nasze kroki szlakiem nr 663 w stronę przełęczy dei Disteis (2214 m). Tabliczka ze szlakiem wskazywała, że dojście tam zajmie 2 h. Nam zajęło ono 1 h 10 min. Wypada postawić w tym miejscu pytanie: czy czas na tabliczce został źle określony czy my tak szybko chodzimy? Trzeba jednak przyznać, że szło się nam całkiem przyjemnie. Ścieżka wiodła alpejską łąką i bezustannie mogliśmy wpatrywać się w górujący nad doliną grzbiet Kanina. Wprawnym okiem udało się też odnaleźć Prestreljenikowe Okno, o którym możecie przeczytać > tutaj <.
Zabawę czas zacząć
Na przełęczy przywitało nas stadko koziorożców, które nieśpiesznie skubiąc trawkę nie robiły sobie za wiele z naszej obecności. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie udało nam się podejść tak blisko tych zwierząt. Na przełęczy ścieżka odbijała w prawo i piarżystym zboczem wyprowadziła nas pod skalną ściankę. W tym miejscu postanowiliśmy ubrać już via ferratowy sprzęt. Dalsza droga wiodła skalno-trawiastym terenie, gdzieniegdzie ubezpieczonym stalową liną. Z czasem teren stawał się coraz bardziej surowy, a trawki ustąpiły miejsca wapiennej skale. Sukcesywnie pięliśmy się w górę dzięki czemu widoki stawały się nieco rozleglejsze. Po przejściu skalnej grzędy dotarliśmy do rozwidlenia szlaków.
Chciałem w tym momencie zwrócić szczególną uwagę na to, że przechodząc to miejsce bezwzględnie należy mieć założony kask. Ten fragment szlaku prowadzi poniżej skalnej półki ponad którą jest baaardzo piarżyste i osypujące się zbocze. A zboczem tym wiedzie ścieżka i bardzo często zdarza się, że osoby idące nią zsypują kamienie na tych, którzy znajdują się poniżej. Na rozwidleniu skręciliśmy w lewo, zgodnie ze strzałką wskazującą drabinę Pipana. My zmierzając na szczyt Jof di Montasio zdecydowaliśmy się iść prawą stroną, pod skalną ścianą, a nie po zboczu.
Drabina Pipana
Po kilkunastu minutach od rozwidlenia szlaków dotarliśmy pod początek via ferraty, której częścią jest drabina Pipana. Początkowy jej fragment ubezpieczony jest stalowymi klamrami i prętami, których przejście nie sprawiło nam większych problemów, choć z dołu wyglądało to ciekawie. Po przejściu tego odcinka przed nami wyłoniła się wspomniana drabina Pipana. Drabina ma około 70 m długości i zbudowana jest ze stalowych lin i poprzecznych prętów. Pierwsza drabina powstała w tym miejscu już w czasie I wojny światowej. W 1963 r. została nazwana imieniem Agostina Pipana, włoskiego alpinisty, który zginął w tym miejscu w 1957 r. Z racji tego, że jej elementem nośnym jest stalowa lina, drabina jest dosyć ruchliwa i z pewnością lata świetności ma już za sobą.
Mijanie się na niej zapewne nie należy do przyjemnych rzeczy i potencjalnie tworzą się tu czasem korki w przypadku większej liczby chętnych na zdobycie Jof di Montasio. Nam na szczęście udało się uniknąć takiej sytuacji. Wspinaczka po drabinie była całkiem ekscytującym przeżyciem biorąc pod uwagę jej długość oraz towarzyszącą ekspozycję.
Po przejściu drabiny Pipana ciąg stalowych lin wyprowadził nas przez kruchy teren na przełęcz. Muszę przyznać, że widok, który wyłonił się tam przed naszymi oczami omal mnie nie zamurował. Olbrzymie, wapienne ściany wznosiły się niemal pionowo ponad głębokimi dolinami. Sprawiało to niesamowite wrażenie, które potęgowało się z każdym metrem zdobytej wysokości. Z przełęczy ruszyliśmy granią w kierunku szczytu Jof di Montasio. Wędrówka granią również była bardzo ekscytująca. Kluczenie raz prawą, raz lewą stroną, raz węższą, raz szerszą granią w takiej przestrzeni było czystą przyjemnością.
Na szczycie Jof di Montasio!
W końcu po 4 h 20 min wspinaczki stanęliśmy na wierzchołku Jof di Montasio (2753 m) i mogliśmy chłonąć roztaczającą się dookoła panoramę. A ta była bajeczna! Błękitne niebo, kłębiaste chmury przewalające się przez strzeliste, wapienne turnie, zielone, alpejskie łąki, białe plamy lodowca w masywie Kanina.
Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy i trzeba było wracać. Niechętnie żegnałem się z wierzchołkiem Jof di Montasio, bo wejście na niego sprawiło mi mnóstwo satysfakcji. Raz, że jest to kawał pięknej góry. Dwa, w końcu po latach wodzenia palcem po mapie udało się go zdobyć. Schodziliśmy praktycznie tą samą drogą. Ze szczytu zeszliśmy granią na przełęcz, by po raz drugi poczuć dreszczyk emocji na drabinie Pipana. Po dotarciu na przełęcz dei Disteis (2214 m) skierowaliśmy się w dół szlakiem biegnącym w stronę gospodarstwa Malga Montasio i parkingu. Całą wycieczkę zamknęliśmy w czasie 8,5 h pokonując 1320 m przewyższenia.
Mapa z wejścia na Jof di Montasio
Znajomi mówią o nas, że jesteśmy najbardziej zbzikowanymi na punkcie gór ludźmi jakich znają.
Góry to miejsce, gdzie uciekamy, by przeżyć kolejną przygodę, gdzie chcemy być bliżej przyrody i nasłuchiwać ciszy. No tak, ciekawe czy można usłyszeć ciszę? Ela ciągle próbuje znaleźć odpowiedź na to nurtujące pytanie, a ja bez końca planuję nasze kolejne wyprawy!
3 komentarze
Hej. Mam w planach zdobycie tej góry za 1,5 tygodnia, mniej więcej tą samą drogą, planuje jednak wracać przez ten szczyt “Torre Disterris” droga oznaczoną Grande Cengia. Macie może jakieś informacje trudności tej trasy, ? Bo nie chciałbym się na jakąś minę władować. 🙂
Cześć! O drodze o której piszesz jedynie czytałem. Nie szliśmy nią, bo z tego co wyczytałem jest poprowadzona w eksponowanym i bardzo kruchym terenie, z elementami lekkiej wspinaczki. Jest to raczej droga wejściowa niż zejściowa. Jej górny odcinek widziany ze szczytu nie zachęcał. Powodzenia!
Dzień dobry Państwu.
Czy nie orientują się Państwo czy droga wejściowa na tą piękną górę ze schroniska Giacomo di Brazza przez Cima di Terrarossa jest dużo trudniejsza od opisywanej przez Państwa szlaku wejściowego?
Chciałbym w tym roku wejść na Jof di Montasio tę właśnie drogą, a zejść drogą przez drabinę Pipana przez przełęcz Disteis. Dodam, że turysta tatrzański za mnie całkiem doświadczony, ale ferratowiec marny 😉 Ale sprzęt mam.
Pozdrawiam serdecznie 🙂