Planując wyjazd w Dolomity mieliśmy ambitny plan zmierzenia się z ferratami, które śmiało można wpisać w poczet klasyków. Zdecydowanie należała do nich ferrata Stella Alpina, którą udało nam się pokonać pierwszego dnia po przyjeździe w Dolomity. Na naszej krótkiej liście znajdowała się również ferrata degli Alleghesi prowadząca na szczyt Monte Civetty oraz ferrata Eterna Brigata Cadore w masywie Marmoldy. Wszystkie te ferraty są bardzo wymagające i bardzo wyczerpujące stąd też wymagają bardzo dobrego przygotowania kondycyjnego i obycia z żelaznymi drogami.

Niestety nie wszyscy byli w szczytowej formie, a Stella Alpina dała, w mniejszym lub większym stopniu, w kość każdemu z nas i musieliśmy zmienić plany. Część chłopaków stwierdziła, że odpuszcza sobie drugi dzień, aby zregenerować siły i spróbować zmierzyć się ponownie z ferratami dnia trzeciego. Ja jednak nie mogłem odpuścić faktu, że jestem w Dolomitach, jest super pogoda, a forma po Bałkanach dalej się utrzymuje, dlatego też namówiłem Przemka na krótką, aczkolwiek ciekawą ferratę, którą mieliśmy praktycznie pod nosem, niedaleko campingu Malga Ciapela. Mowa o ferracie delle Trincee. Na korzyść tej ferraty przemawiał szybki dojazd, krótkie podejście i przede wszystkim położenie gwarantujące fantastyczne widoki.

Via ferrata delle Trincee

Otóż ferrata delle Trincee poprowadzona została po grani Padon znajdującej się pomiędzy masywami Marmolady i Sella praktycznie w samym sercu Dolomitów. Dlatego też poza widokami na te dwa masywy możemy cieszyć się zdecydowanie szerszą panoramą.

Ferratę delle Trincee najlepiej przechodzić z zachodu na wschód, dlatego też warto zostawić samochód na zachodnim krańcu Lago di Fedaia. Stamtąd też udaliśmy się z Przemkiem w kierunku schroniska Gorza szlakiem nr 698. Już samo podejście do początku ferraty dostarczyło nam eleganckich wrażeń estetycznych w postaci widoków na Marmoladę oraz sąsiadujący z nią majestatyczny Gran Vernel. O ile na Gran Vernel prowadzą jedynie drogi wspinaczkowe to na Marmoladę prowadzi ferrata. Jak wygląda wejście na najwyższy szczyt Dolomitów, możecie przeczytać w naszej relacji z ubiegłego roku.

Wróćmy jednak do ferraty delle Trincee. Muszę przyznać, że samo podejście pod schronisko wycisnęło na moim czole trochę kropel potu. Z dołu wydaje się, że przed nami niby nic, łatwy spacer, ale musimy jednak pokonać prawie 500 m przewyższenia w towarzystwie przed południowego słońca.

Po dotarciu na start ferraty ukazała nam się niewidoczna do tej pory panorama w kierunku północnym. Przed nami znajdował się masyw Sella oraz górujący nad nim stożkowaty wierzchołek Piz Boe. Szczyt ten udało nam się zdobyć dwa lata temu w trakcie naszego pierwszego wyjazdu w Dolomity.

Kiedy napatrzyliśmy się z Przemkiem we wszystkie strony uzbroiliśmy się w niezbędny ekwipunek i wykorzystaliśmy moment, kiedy na starcie delle Trincee rozluźnił się zator, który widzieliśmy w trakcie podejścia.

Takowe podobno tworzą się tutaj często, ponieważ ferrata delle Trincee z racji swojego położenia kusi także początkujących adeptów żelaznych dróg, a początkowe trudności wyceniane na D przyprawiają wielu osobom sporo problemów.

Faktycznie pierwsze metry ferraty, które poprowadzone zostały po prawie pionowej ścianie są dosyć trudne. W każdym razie mnie zaskoczyły mimo, że widziałem na co się piszę. Z dołu ściana nie wygląda na szczególnie trudną, ale kiedy wepniemy się w stalową linę i ruszymy w górę zobaczymy, że wspinamy się po czarnej, gładkiej, magmowej ścianie, w której utopione są małe kamyczki stanowiące jedyny punkt oparcia od razu dowiadujemy się skąd te trudności. Zawsze byłem przekonany, że Dolomity zbudowane są z wapieni i dolomitów, ale po zerknięciu do paru mądrych źródeł okazało się jednak, że częściowo zbudowane są ze skał magmowych. To tak w ramach ciekawostek 🙂

Po przejściu ściany i wejściu na grań jest już zdecydowanie łatwiej i przyjemniej. Raz, że trudności są mniejsze, dwa mamy możliwość podziwiać niesamowite widoki. A tych nie brakuje. Poza wspomnianymi na początku masywami Selli i Marmolady na horyzoncie możemy zobaczyć masywy Sasso Lungo, Catinaccio, Conturines, Fanes, Tofany, Monte Cristallo, Sorapis, Monte Pelmo, Monte Civettę. Tyle udało mi się rozpoznać, a o reszcie nie wspomnę 🙂

Śmigając tak po grani Padon w pewnym momencie natknęliśmy się na mostek zawieszony nad głęboką szczeliną. Swoje lata świetności ma już za sobą i parę deseczek nadawałoby się już do wymiany, ale na szczęście wytrzymał pod naszym ciężarem i obyło się bez lotów i dodatkowych atrakcji. Kilka chwil później zahaczyliśmy o najwyższy punkt na trasie ferraty, czyli szczyt La Mesola (2727 m). W zasadzie po zejściu z niego na szeroką przełęcz ferrata delle Trincee kończy się. Kto chce może już w tym momencie wrócić w kierunku przełęczy Porta Vescovo, gdzie znajduje się Rifugio Gorza.

My mieliśmy ochotę na więcej i postanowiliśmy kontynuować naszą wspinaczkę. O ile do tej pory udawało nam się uniknąć na grani jakiś większych zatorów, to tuż po starcie z przełęczy po dotarciu do sporego uskoku natrafiliśmy na ostre zatwardzenie. Niestety kilka osób przeszacowało swoje siły i nie radziło sobie z zejściem w dół. Kiedy w końcu nadeszła nasza kolej okazało się, że uskok zabezpieczony jest kilkoma klamrami i to one sprawiały takie trudności. Szczerze? Nie mam pojęcia jak, bo zejście po nich było dosyć łatwe. Na szczęście szybko udało nam się wyprzedzić grupę kilku osób, które zablokowały ferratę. Ewidentnie byli to „niedzielni” turyści, którzy nie bardzo wiedzieli jak się poruszać po żelaznych drogach. No cóż, nie od razu Rzym zbudowano, ale zdecydowanie polecam na początek zacząć przygodę z ferratami od czegoś łatwiejszego.

Druga część ferraty nie jest już tak emocjonująca, a widoki są nieco mniej rozległe. Ciekawym urozmaiceniem tego odcinka są jednak przejścia wydrążonymi w skale sztolniami, które stanowią pozostałość linii frontu z czasów I wojny światowej. Najdłuższa ze sztolni ma ok. 300 m! Koniecznie trzeba zabrać ze sobą czołówkę. Na wcześniejszym odcinku ferraty również mijaliśmy pozostałości umocnień wybudowanych przez austriackie wojska sto lat temu. Po wyjściu ze sztolni dotarliśmy do schronu Bontadini, który zlokalizowany jest pod szczytem Mesoliny (2642 m). Przy schronie zrobiliśmy sobie krótką przerwę na szamanie, bo burczenie w naszych brzuchach powoli zaczynało odbijać się od ścian Marmolady. Po skończonym posiedzeniu zeszliśmy w kierunku schroniska Padon skąd trawiastymi, południowymi zboczami grzbietu o tej samej nazwie wróciliśmy nad Lago di Fedaia.

Ferrata delle Trincee jest ciekawą propozycją, ale czułem mały niedosyt, bo nie może się ona równać z ferratą degli Alleghesi, na którą ostrzę sobie lonżę od kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z Dolomitami. Niemniej jednak cieszyłem się z faktu, że nie przesiedziałem tego dnia przed namiotem, a towarzyszące nam tego dnia widoki utwierdziły mnie w przekonaniu, że Dolomity skradły cząstkę mojego górskiego serca 😉

PS. Relacja z ferraty delle Trincee to nasz jubileuszowy, 50. wpis na blogu 😀

Via ferrata delle Trincee:

trudność: D

podejście pod ferratę: 1h 15 min

przejście całej ferraty: 3h 15 min

powrót nad Lago di Fedaia: 1h

całkowity czas przejścia: 5h 30 min

dystans: 9,40 km

Link do śladu GPS w serwisie Movescount: http://www.movescount.com/pl/moves/move171829427

Link do śladu GPS w serwisie Wikiloc.com: https://www.wikiloc.com/via-ferrata-trails/ferrata-delle-trincee-19849012

Write A Comment

Podobał Ci się wpis?

Znalazłeś interesujące Cię informacje?

Bądź na bieżąco i dołącz do nas na Facebook’u!

Nic Cię to nie kosztuje, a nas zmotywuje do dalszej pracy 🙂