W dolinę Grbaja zawędrowaliśmy nieco przez przypadek. Jak wspominałem we wcześniejszej relacji nt. wejścia na Zlą Kolatę, pierwotnie mieliśmy zamiar odwiedzić dolinę Ropojana i Buni Jezercë. Z racji tego, że woda w znajdujących się tam jeziorach wyparowała zmieniliśmy nasze plany. Po zdobyciu Zlej Kolaty, czyli głównego celu w Górach Przeklętych, miałem apetyt na więcej. Niestety trudy wejścia na najwyższy szczyt Czarnogóry dały znać o sobie i nie mogliśmy znów szarżować na kolejne dzikie i odludne wierzchołki. Idealnym rozwiązaniem w takim wypadku okazała się właśnie dolina Grbaja, gdzie można przekonać jak bardzo fantastyczne są Góry Przeklęte. Jak bardzo? Zobaczycie za chwilę 🙂

Dolina Grbaja leży na pd.-zach. od Gusinje skąd asfaltową drogą można dotrzeć w jej głąb, gdzie znajduje się parking oraz kilka budynków, m.in. schronisko, pensjonat i restauracja. Zanim dotarliśmy na miejsce startu musieliśmy uiścić opłatę w wysokości 1€/os. za wstęp do Parku Narodowego Prokletije. Szlaki w dolinie Grbaja są dosyć dobrze oznakowane i okazało się, że w rzeczywistości jest ich więcej niż wskazywała moja mapa zakupiona w Polsce. Więcej szlaków = więcej możliwości na przyszłość, nic tylko się cieszyć 🙂 Jako cel naszej wycieczki wybraliśmy sobie pętlę wokół kotła Valuśnica zaliczając po drodze takie szczyty jak Maja Can, Maja Valuśnica, Talijanka (Maja Vajushës) i Maja Popadija.

Wystartowaliśmy dosyć późno, bo dopiero przed 9.00 postawiliśmy pierwsze kroki na szlaku. Konsekwencje tego odczuliśmy od razu, ponieważ słońce grzało już tak mocno, że na samą myśl o dalszej wędrówce byłem zlany potem. Na szczęście początkowy odcinek szlaku prowadził gęstym, bukowym lasem. Teoretycznie byliśmy schowani w cieniu pod koronami drzew, ale nachylenie ścieżki było tak duże, że i tak lało się ze mnie okrutnie. Dodatkowo Ela wyruszyła w drogę na lekko co sprawiło, że poruszała się jak łania i musiałem gonić za nią z wywiniętym jęzorem 😛

Po wyjściu z ochronnej strefy lasu ukazały się malownicze zbocza porośnięte trawą oraz gdzieniegdzie drzewami. Ścieżka poprowadziła nas w górę zbocza, po którego osiągnięciu ledwo pozbierałem szczękę z ziemi. Staliśmy na szczycie Maja Can i po raz pierwszy tego dnia zobaczyliśmy dolinę Grbaje oraz masyw Karanfili z góry. Widok petarda! Obłędna panorama wbiła mnie w ziemie. Ela chciała już ruszać dalej, a ja ciągle jak małe dziecko nie mogłem się nacieszyć, napatrzeć i napstrykać fotek (szkoda, że niewiele ich zostało :P). Stałem wpatrzony w te magiczne, strzeliste szczyty jak wtedy, kiedy byłem dzieckiem i wpatrywałem się w witrynę sklepu z zabawkami. Odruch pozostał ten sam, tylko zabawki się zmieniły 🙂 Z pewnością kiedyś wrócimy w dolinę Grbaje i Góry Przeklęte, aby stanąć na wierzchołku, któregoś ze szczytów Karanfil.

Nasza dalsza wędrówka prowadziła po grzebiecie przez co cały czas towarzyszyły nam kapitalne widoki. Po wejściu na szczyt Talijanka (2059 m) mogliśmy też rzucić okiem na albańską cześć Gór Prokletije. Na wspomnianym wierzchołku spotkaliśmy grupę turystów z… Australii! Trochę zaskoczyła nas ich narodowość więc zapytaliśmy skąd się tam znaleźli i co spowodowało, że przyjechali akurat tam z tak daleka. Otóż dawno, dawno temu widzieli oni program w BBC na temat Czarnogóry i Gór Przeklętych, gdzie zobaczyli strzeliste wierzchołki masywu Karanfil. Powiedzieli sobie, że muszą kiedyś zobaczyć to miejsce na własne oczy i oto właśnie spełnili swoje marzenie 🙂 Super sprawa! W sumie zgadzam się z nimi w 100%, marzenia są po to, żeby je realizować. Szkoda czasu na szukanie wymówek, trzeba wziąć się w garść i dążyć do tego by swe marzenia spełniać!

Pozostawiając australijskich turystów na szczycie Talijanki ruszyliśmy w stronę kolejnego, Maja Popadija. Po kilku chwilach staliśmy już na jego wierzchołku i zaczęliśmy schodzić jego stromym zboczem w stronę przełęczy. Postrzępione turnie masywu Karanfil zaczynały się powoli chować za zielonymi zboczami Maja Can i Maja Valuśnica. Zdjęcia za żadne skarby nie oddają tego jak tam było pięknie i cudownie! Pisząc tą relację mam ochotę się tam teleportować. Szkoda, że ten sposób przemieszczania się pozostaje jeszcze w sferze science-fiction. Ale kto wie, może kiedyś… 😉

W trakcie zejścia powoli byliśmy już myślami w Albanii, do której mieliśmy jeszcze tego samego dnia dotrzeć. Nie przeszkodziło nam to jednak w zajadaniu się poziomkami, których już od bardzo, bardzo dawna nie miałem okazji spotkać, a tym bardziej rozkoszować się nimi. Mogliśmy je zrywać dosłownie garściami, było ich aż tyle, że w powietrzu unosił się ich słodkawy, przyjemny zapach.

Po pokonaniu trawiastych łąk schowaliśmy się znów w cieniu drzew. Leśną ścieżkę znaliśmy już z porannego podejścia i droga powrotna minęła nam jakoś dziwnie szybko. Powiedziałbym, że patrząc na okoliczności przyrody, zdecydowanie za szybko. Na sam koniec naszej wycieczki zawędrowaliśmy jeszcze do bacówki, znajdującej się na polanie. Pewnie byśmy przeszli obok niej, gdyby nie przyczepiona do deski kartka, na której w języku polskim ogłoszenie:

„ – sprzedawać produkty mleczne,

– ser z mleka owczego,

– domowy chleb”

To samo po angielsku oraz czesku. Trudno było nie skorzystać z zaproszenia, skoro już ktoś próbuje przemówić do mnie w naszym ojczystym języku 🙂 Rzeczywiście skosztowaliśmy i kupiliśmy tam przepyszny, świeżutki, robiony na miejscu ser z mleka owczego, a także wypiekany na miejscu chlebek. Zero konserwantów, zero glutaminianu, żadnej chemii. Pyszności! Mniam! 😛

Udało mi się też kupić tam nową mapę Gór Przeklętych wydawnictwa Huber w skali 1:50000. Zawiera ona więcej szlaków i jest o niebo lepsza, niż ta, którą można kupić u nas w internecie wydawnictwa Terra Quest (1:65000).

Po 5h 20 min wędrowania przyszło nam się pożegnać z Czarnogórą i Górami Przeklętymi. Z pewnością będziemy kiedyś chcieli tam wrócić i mam nadzieję (choć wiem, że się łudzę), że zastaniemy jeszcze te góry takie jakie są, tzn. nie zmienione przez człowieka, dzikie, niedostępne, zachwycające, nieprzewidywalne jednocześnie zapierające dech w piersiach, urzekające i powalające na kolana swoim pięknem.

Na sam koniec w drodze powrotnej do Gusinje zabraliśmy jeszcze do miasta chłopaka, który pobierał opłaty na wjeździe do parku narodowego. Dzięki niemu udało nam się wyjaśnić nurtującą nas kwestię, którą zaobserwowaliśmy zaraz po przyjeździe w Góry Przeklęte. Rejon ten jest zamieszkiwany w zdecydowanej większości przez mniejszość albańską co widać na każdym kroku. Albańskie flagi wiszą na domach, po drodze poruszają się auta na albańskich rejestracjach. I to tak naprawdę wcale nas nie zdziwiło. Zszokowało nas natomiast to, że druga połowa samochodów, które tam się poruszały miały rejestracje z Nowego Yorku! Tak, od dobrego wujka Sama z USA! I były to naprawdę wypasione fury! Ale jak? Skąd? Dlaczego? Okazało się, że dawno, dawno temu wiele osób z Albanii wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych, głównie do NY i teraz wraca z powrotem na stałe lub na czas wakacji sprowadzając ze sobą te potężne maszyny. Więc teraz już nie powinno Was zdziwić jak zobaczycie w Czarnogórze lub Albanii, że pomiędzy starymi Golfami II bujają się błyszczące Chevrolety z tablicami New York 😉

Tymczasem pora na albańską cześć naszej wyprawy! 🙂

Garść statystyk z naszego trekkingu na Maja Vujashes i Maja Popadija:

– wysokość: 2059 m

– suma przewyższeń: 1056 m

– dystans: 11,3 km

– czas wejścia i zejścia: 5h 20min

Link do śladu GPS w serwisie Movescount:
http://www.movescount.com/pl/moves/move166646267

Link do śladu GPS w serwisie Wikiloc.com:
https://www.wikiloc.com/wikiloc/view.do?id=19849115

No i fragment mapy z zaznaczonym szlakiem. Gdyby ktoś potrzebował całą mapę Gór Przeklętych mogę ją udostępnić. Wystarczy napisać na maila tomek@gorskaprzygoda.pl 😉

5 komentarzy

  1. Niesamowicie wygląda ten masyw, a na żywo wrażenie musiało być kapitalne 😀 Fajne tereny, bo mimo takich strzelistych szczytów jest sporo zieleni 🙂

    • Robił niesamowite wrażenie, wcale się nie dziwię Australijczykom, że przylecieli go zobaczyć z tak daleka 😛 Rejon, gdzie byliśmy to tak naprawdę przedsionek Gór Przeklętych i tej zieleni było dosyć sporo, zwłaszcza w dolinach i na niższych szczytach na obrzeżach pasma, ale serce Prokletije jest bardzo skaliste i surowe co udało nam się zaobserwować ze Zlej Kolaty. Ciągnie nas żeby tam wrócić i zobaczyć jak jest po albańskiej stronie w dolinie Theth i Valbona.

      • Mieliśmy okazję zrobić tą samą pętlę na początku października. Widoki były równie obłędne, a zamiast poziomek zajadaliśmy jagody. Bacówka i kartka dalej są 🙂 kupiliśmy dla odmiany chleb

Write A Comment

Podobał Ci się wpis?

Znalazłeś interesujące Cię informacje?

Bądź na bieżąco i dołącz do nas na Facebook’u!

Nic Cię to nie kosztuje, a nas zmotywuje do dalszej pracy 🙂