Triglav to szczyt, którego większości z Was zapewne przedstawiać nie trzeba. Nie mniej jednak wspomnę, że wznosząc się na wysokość 2864 m jest najwyższym szczytem Słowenii oraz całych Alp Julijskich. Dla mnie osobiście jest to również szczyt, który darzę wielkim sentymentem, bo od niego rozpoczęła się moja alpejska przygoda. Z Triglavem wiążą się również początki bloga więc sami rozumiecie 🙂
Triglav przez Dolinę Kot
Centralne położenie Triglava sprawia, że na jego wierzchołek wiedzie wiele dróg mających swój początek w okalających go dolinach. Z racji swojego statusu “najwyższego” jest on również jednym z najczęściej odwiedzanych szczytów. Zdecydowana większość osób, która podejmuje próbę zdobycia Triglava rusza z Doliny Vrata. Również i ja startowałem z tej doliny w czasie swojej pierwszej wizyty w Alpach Julijskich, o której możecie przeczytać > TUTAJ <. Tym razem na szczyt wyruszyliśmy jednak z sąsiedniej doliny, mianowicie z Doliny Kot. Za wyborem tej trasy przemawiało przede wszystkim to, że jest ona dużo mniej uczęszczana co zwłaszcza w sezonie dało się wyraźnie odczuć. Poza tym lubimy poznawać nowe warianty 😉
Po dotarciu w głąb Doliny Kot wyruszyliśmy na szlak w kierunku schroniska Valentina Staniča. Po krótkim, płaskim odcinku dnem doliny rozpoczęło się mozolne pięcie w górę. Mozolne, bo tego dnia czekało na nas prawie 2000 m przewyższenia! Na szlaku mogliśmy się cieszyć względnym spokojem i nielicznym towarzystwem sympatycznych Słoweńców. Po wyjściu ponad pasmo kosodrzewiny za naszymi plecami ujrzeliśmy ciągnącą się dolinę oraz górujące na horyzoncie Karawanki, w których byliśmy dzień wcześniej. Przed sobą natomiast mieliśmy surowe, wapienne ściany wypiętrzone wysoko ponad nasze głowy. Lubię ten klimat Alp Julijskich. Głębokie i zielone doliny kontrastujące z wyniosłymi, poszarpanymi i surowymi szczytami.
Dotarcie pod Dom Valentina Staniča zajęło nam ok. 3,5 h. Po krótkiej przerwie i uzupełnieniu kalorii skierowaliśmy się w stronę schroniska Triglavski Dom na Kredarici. Przetrawersowanie piargów zalegających na zboczach szczytów Rž i Kredarica oraz dotarcie pod wspomniane schronisko zajęło nam kolejną 1 h. Końcowy odcinek tego podejścia ubezpieczony był stalową liną oraz klamrami, ale nie trzeba było w tym miejscu zakładać via ferratowego sprzętu. Schronisko Triglavski Dom położone jest na wysokości prawie 2500 m i znajduje się w miejscu krzyżowania się kilku szlaków przez co stanowi główny punkt wyjścia na Triglav. Spod jego murów do pokonania zostało nam jeszcze ok. 370 m przewyższenia.
Na grani
Droga na wierzchołek Triglava spod schroniska Triglavski Dom wiedzie przez Mały Triglav, na którym spotyka się ona ze szlakiem prowadzącym od Domu Planika. Nietrudno się zatem domyślić, że od tego miejsca w drodze na top towarzyszył nam wzmożony ruch. Zgodnie z przewidywaniami w trudniejszych i węższych partiach na grani tworzyły się spore zatory i kolejki, które znacznie wydłużyły czas wejścia. Niemniej jednak czas spędzony w oczekiwaniu na swoją kolej spożytkowaliśmy na podziwianiu widoków, których tego dnia absolutnie nie brakowało. Pogoda tego dnia dopisała idealnie i pozwoliła cieszyć się bardzo obszerną panoramą. Widoczność była tak dobra, że na horyzoncie mogliśmy dostrzec nawet wybrzeże Adriatyku.
Co do kwestii technicznych i trudności w drodze na szczyt Triglava. Praktycznie cały odcinek drogi spod schroniska Triglavski Dom jest ubezpieczony stalową liną, a trudniejsze miejsca wyposażone są w klamry i inne ułatwienia. Trudności w skali ferratowej oscylują w graniach A – A/B, a więc jest stosunkowo łatwo. Problemem w szczycie sezonu są wspomniane już wcześniej zatory i konieczność mijania się z osobami idącymi w przeciwnym kierunku. W drodze na wierzchołek towarzyszy nam również znaczna ekspozycja, bo większość szlaku poprowadzona jest stricte po grani. Ponadto julijski wapień jest bardzo kruchy więc istnieje duże ryzyko, że ktoś zrzuci nam coś na głowę. Dlatego pomimo niewielkich trudności technicznych należy korzystać z via-ferratowego ABC, czyli lonży, uprzęży i kasku.
Triglav po raz drugi
Wejście na Triglav spod Triglavskiego Domu zajęło nam 1 h 40 min. To o 40 min więcej niż czas podany na drogowskazie. Wszystko przez znaczną ilość osób na szlaku i tworzące się kolejki. Na szczęście widoki ze szczytu nadrobiły tę niedogodność i zapierały dech w piersi. Jak już wspominałem pogoda spisała się na medal i można było dostać oczopląsu od podziwiania rozpościerającej się panoramy i niezliczonej ilości szczytów. Skrlatica, Razor, Stenar, Jalovec czy Prisojnik znajdowały się na wyciągnięcie ręki. Myślę, że zdjęcia mówią same za siebie 🙂 Wchodząc na szczyt udało mi się go zdobyć po raz drugi. Ela z kolei stanęła na wierzchołku Triglava po raz pierwszy, tym samym dorzucając kolejną perełkę do swojej kolekcji w Koronie Europy 🙂
Powrót
Po krótkim odpoczynku i szybkiej sesji zdjęciowej pod Alzajev Stolp wyruszyliśmy w drogę powrotną. Nasz plan zakładał bowiem wejście na Triglav i zejście w ciągu jednego dnia więc nie mieliśmy za wiele czasu na relaks. Poza tym na szlaku w dalszym ciągu panował spory ruch i również podczas zejścia musieliśmy odstać swoje w oczekiwaniu na możliwość przejścia newralgicznych miejsc. Tak naprawdę trochę luźniej zrobiło się dopiero po dotarciu w okolice Małego Triglava i odbiciu w kierunku schroniska przy Kredarici. Dalsza droga w kierunku schroniska Valentina Staniča przebiegła już całkiem spokojnie bowiem większość ludzi skierowała się w kierunku Doliny Vrata.
Schodząc w dalszym ciągu delektowaliśmy się widokami. Pomimo, że w Alpach Julijskich byłem wielokrotnie nieustannie robią one na mnie wielkie wrażenie. Za każdym razem odkrywam miejsca i szczyty, które dopisuję do listy, aby odhaczyć je w czasie kolejnego wyjazdu. Ten surowy, nieco księżycowy krajobraz polodowcowych pól i piargów z wyrastającymi ścianami i wierzchołkami ma w sobie coś magicznego.
Wejście i zejście na Triglav zajęło nam ostatecznie blisko 13 h, w czasie których pokonaliśmy prawie 2000 m przewyższenia oraz dystans niecałych 22 km.
Mapa z zaznaczonym szlakiem na Triglav z Doliny Kot
Jeśli macie ochotę poczytać jak wyglądało moje pierwsze wejście na Triglav w nieco zimowej scenerii to zapraszam do archiwalnej relacji 😉
Znajomi mówią o nas, że jesteśmy najbardziej zbzikowanymi na punkcie gór ludźmi jakich znają.
Góry to miejsce, gdzie uciekamy, by przeżyć kolejną przygodę, gdzie chcemy być bliżej przyrody i nasłuchiwać ciszy. No tak, ciekawe czy można usłyszeć ciszę? Ela ciągle próbuje znaleźć odpowiedź na to nurtujące pytanie, a ja bez końca planuję nasze kolejne wyprawy!
2 komentarze
Niesamowite zdjęcia ! Zresztą jak wszystkie u was 🙂
Cieszę się, że się podobają! Dziękuję!