Kiedy biwakuje się pod ścianami Marmolady nie sposób nie zerkać w jej stronę i nie rozmyślać o wspinaczce na jej wierzchołek. Nam ta sztuka udała się w zeszłym roku więc tym razem będąc u podnóża Królowej Dolomitów postanowiliśmy spróbować swoich sił atakując wschodnie ramię masywu, gdzie poprowadzona jest ferrata Eterna Brigata Cadore.
Żelazną drogę po postrzępionej grani zwieńczonej szczytem Punta Serauta (2962 m) poprowadzili włoscy żołnierze górscy tzw. Alpini z brygady Cadore (stąd nazwa ferraty). Ferratę można podzielić zasadniczo na dwa odcinki o zupełnie odmiennej charakterystyce. Pierwszy fragment poprowadzony jest płytowym zboczem opadającym spod wierzchołka Puna Serauta pod kątem mniej więcej 45st. Drugi odcinek prowadzi natomiast po ostrzu grani w kierunku Forcella Serauta.
Wróćmy jednak do początku. Podejście do miejsca startu ferraty rozpoczęliśmy na przełęczy Passo Fedaia, gdzie zostawiliśmy samochód obok schroniska o tej samej nazwie. Jak już wspomniałem o samochodzie to zdradzę Wam pewien myk, który oszczędził nam mnóstwo sił i czasu. Niestety przeniosę się znów do końca opowieści. Tak wiem, ledwo wróciliśmy do początku, a znów skaczemy do końca. Wybaczcie mój brak zdecydowania.
Otóż po przejściu ferraty Eterna mamy dwie możliwości zejścia. Opzione numero uno to zejście do usianego piargami kotła Vallon Artemuoia, które zajmuje ok. 2h 30 min, a później powrót na przełęcz Fedaia zajmujący kolejne 2h i dodatkowe 500 m przewyższenia. Od razu Wam zdradzę, że samo przejście ferraty jest wystarczająco wymagające i wyczerpujące i dodatkowe katowanie się w ten sposób polecam tylko górskim masochistom 😛
Opzione numero due to zjazd kolejką w dół do Malga Ciapela i powrót drogą na Passo Fedaia, patrz opzione numero uno. Chyba, że uda Wam się złapać stopa to będziecie mogli skakać ze szczęścia. A teraz uwaga nasz myk. Przyznaję, że Ameryki w ten sposób nie odkryliśmy, ale mając do dyspozycji dwa samochody, jeden zostawiliśmy na campingu Malga Ciapela, z którego mieliśmy rzut beretem pod dolną stację kolejki, a drugim wszyscy udaliśmy się na przełęcz Fedaia. Po skończonej „robocie” wystarczyło tylko podjechać na przełęcz po pozostawione auto. Voilá!
Dobra. Teraz już naprawdę wracamy do początku i na dzień dobry zdradzę Wam też, że nie wszystko w rzeczywistości wygląda tak jak pokazano to na mapie. Kiedy udało nam się już przeorganizować ruszyliśmy spod schroniska Fedaia wyraźną ścieżką w kierunku zachodnim przechodząc pod skałami Sas del Mul. Zgodnie z tym co pokazywała posiadana przez nas mapa obeszliśmy je od lewej strony patrząc w kierunku południowym.
Jak się jednak okazało była to stara ścieżka prowadząca do wersji ferraty z czasów przed jej remontem. W błąd wprowadziły nas widoczne jeszcze stare, wyblakłe oznaczenia szlaku. Wcześniej często takie spotykaliśmy więc nie wzbudziło to w nas szczególnych podejrzeń. Te wkradły się dopiero wtedy, kiedy po dotarciu pod ścianę, gdzie zauważyliśmy wymalowaną na skale dużą literę F oznaczającą początek ferraty Eterna (co zgadzało się z przewodnikiem) nie znaleźliśmy stalowej liny ani żadnych innych ubezpieczeń. Zauważyliśmy za to napis „ferrata” wymalowany na skale i strzałkę skierowaną w stronę Sas del Mul oraz wiodącą w tamtym kierunku wąziutką ścieżkę.
Postanowiliśmy podążyć po jej śladach i jak się okazało słusznie, bo ostatecznie dotarliśmy do aktualnej ścieżki podejściowej i początku ferraty. Cała sytuacja wzięła się z tego, że ferrata brygady Cadore po pracach konserwacyjnych zmieniła swój przebieg o czym nie doczytaliśmy. Miejsce startu przesunięto znacznie wyżej. Domyślam się, że wynikało to z faktu poprawienia bezpieczeństwa, bo kamienie leciały z góry gęsto po nachylonym zboczu. A nabierając na nim prędkości stanowiły spore zagrożenie dla wspinających się. Może i ferrata stała się przez to nieco krótsza, ale na pewno zyskała na atrakcyjności.
Via ferrata Eterna Brigata Cadore
Wszystko za sprawą tego, że aktualnie start ferraty znajduje się w bardzo eksponowanym i stromym miejscu. Kiedy stanęliśmy na starcie przed sobą ujrzeliśmy prawie pionową ścianę. To właśnie na początku ferraty znajdują się największe trudności, które zostały wycenione na D (wg bergsteigen.com C/D). Po uzbrojeniu się w via ferratowe trio w końcu wpięliśmy się w stalową linę i przekonaliśmy się na własnej skórze o tym, że ferrata Eterna do tych łatwych nie należy. Ku naszej uciesze wręcz przeciwnie. Malutkie stopieńki, gładka marmurowa skała (tak, znów geologiczna niespodzianka, Marmolada zbudowana jest z marmuru), bardzo duża ekspozycja i ciekawa linia, po której została poprowadzona ferrata sprawiły, że początek był niesamowicie emocjonujący.
Po pewnym czasie nachylenie zmalało, trudności ustąpiły, a my zaczęliśmy wspinać się stromym zboczem opadającym spod szczytu Punta Serauta. Ten fragment nie jest jakoś szczególnie urozmaicony i trochę się dłużył. Dlatego postanowiłem go sobie trochę uatrakcyjnić i nie korzystać ze stalowej liny jako poręczówki do wchodzenia w górę, jak robi to większość osób, a wspinać się tylko i wyłącznie po skale wykorzystując lotną asekurację. Trudności takiej wspinaczki oceniłbym w niektórych miejscach na III/IV. Od razu pokonywanie kolejnych metrów nabrało rumieńców 🙂
Po jakimś czasie dotarliśmy w końcu na grań. Niestety ferrata nie wyprowadza bezpośrednio na wierzchołek Punta Serauta (2962 m), ale wiele do niego nie brakowało. Widoków nie mieliśmy praktycznie żadnych, bo po grani przewalały się cały czas chmury, które nie miały tego dnia zamiaru podnieść się wyżej. Poza krótkim okienkiem, kiedy spod chmur wyłoniła się grań Padon oraz biegnąca po niej ferrata delle Trincee, mogliśmy oglądać jedynie lodowiec na Marmoladzie. Pewnie za jakiś czas i jego zabraknie. Biorąc pod uwagę, że jeszcze 100 lat temu jego jęzory dochodziły prawie do skał Sas del Mul to z lodowca została obecnie tylko 1/3.
Samo przejście grani było naprawdę ciekawe i emocjonujące. Po przejściu nieco łatwiejszego technicznie zbocza z powrotem musieliśmy mierzyć się z trudnościami ferraty. Kolejna tego dnia spora dawka ekspozycji, wysokie i wąskie kominki, pionowe ścianki oraz wąska grań dostarczyły nam mnóstwo wrażeń. I dały również niezły wycisk. Niech zdjęcia opowiedzą same za siebie 🙂
Zanim dotarliśmy na Forcella Serauta do pokonania mieliśmy jeszcze ostatni fragment ferraty, który stanowi jednocześnie Muzeum I Wojny Światowej. Trasa prowadzi wśród licznych umocnień, schronów, wnęk oraz stanowisk artyleryjskich. Po raz kolejny otrzymaliśmy w Dolomitach lekcję historii o wydarzeniach, które miały tutaj miejsce na początku ubiegłego wieku.
Po przejściu całej ferraty dotarliśmy w końcu na przełęcz Serauta, na której znajduje się wątpliwej urody, potężny budynek stacji pośredniej kolejki linowej, która wwozi turystów i narciarzy na wierzchołek Punta Rocca (3250 m). Jak już wspomniałem na samym początku zamierzaliśmy skorzystać z dobrodziejstwa techniki i zjechać nią w dół oszczędzając sobie trudów schodzenia po piargach. Chwilę poszwendaliśmy się jeszcze wokół stacji, pooglądaliśmy lodowiec po czym stwierdziliśmy, że za dużo tu turystów i czas się ewakuować. Bez problemu udało nam się zakupić bilety na drogę powrotną i od razu wskoczyć w wagonik kolejki.
W gondoli udało mi się stanąć z samego przodu, tuż przy oknie i przez cały czas naszej przejażdżki mogłem podziwiać ile powietrza znajdowało się pod naszymi nogami. Kolejka na długości 1538 m nie ma żadnego podparcia i pokonuje różnicę wysokości wynoszącą 887 m z prędkością 12 m/s (43km/h). Wow! I pomyśleć, że wszystko trzyma się na stalowej linie o średnicy 55 mm. Jako projektanta mostów nie powinno mnie to dziwić, a jednak! Rzadko zdarza mi się poruszać tego typu środkami transportu i powiem szczerze, że zjazd kolejką zrobił na mnie spore wrażenie! Po opuszczeniu kolejki udaliśmy się z powrotem na camping Malga Ciapela, gdzie czekało na nas zimne piwko, pyszna pizza i gorący śpiwór 😀
Podsumowując w kilku słowach: ferrata Eterna Brigata Cadore z pewnością jest bardzo wymagająca, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Ferrata jest długa i poprowadzona w znacznej ekspozycji. Wybierając się na nią musimy posiadać już znaczne doświadczenie w pokonywaniu ferrat i dodatkowo trafić na odpowiednią pogodę, która umożliwi nam pokonanie całej ferraty za jednym zamachem. W przypadku burzy lub załamania pogody nie ma niestety gdzie się schować ani ewakuować. Mimo wszystko jest to kawał solidnej ferraty godnej uwagi. Domniemywam, że przy dobrej widoczności widoki z grani zachwycają i dodatkowo uatrakcyjniają przejście. Powodzenia!
Gdybyście mieli mało wrażeń na ferracie Eterna to zachęcam Was to przejścia ferraty Stella Alpina na Monte Agner oraz delle Trincee.
Via ferrata Eterna Brigata Cadore:
trudność: D
przejście ferraty: 5h
dystans: 6,45 km
Link do śladu GPS w serwisie Movescount:
http://www.movescount.com/pl/moves/move171829430
Link do śladu GPS w serwisie Wikiloc.com:
https://www.wikiloc.com/via-ferrata-trails/ferrata-eterna-19849034
Znajomi mówią o nas, że jesteśmy najbardziej zbzikowanymi na punkcie gór ludźmi jakich znają.
Góry to miejsce, gdzie uciekamy, by przeżyć kolejną przygodę, gdzie chcemy być bliżej przyrody i nasłuchiwać ciszy. No tak, ciekawe czy można usłyszeć ciszę? Ela ciągle próbuje znaleźć odpowiedź na to nurtujące pytanie, a ja bez końca planuję nasze kolejne wyprawy!