Nie mam pojęcia jakim cudem nie odwiedziliśmy tego miejsca w zeszłym roku. Tre Cime di Lavaredo to istny symbol Dolomitów widniejący niemal na każdej pocztówce, nie wspominając już o przewodnikach. Tym razem postanowiliśmy nadrobić zaległości i zobaczyć na własne oczy słynne Trzy Wieże. O ile wejście na którąkolwiek z wież zarezerwowane jest tylko dla wytrawnych wspinaczy to dla mniej zaawansowanych osób również nie zabraknie atrakcji w tym rejonie. My postanowiliśmy wejść na znajdujący się tuż obok szczyt o nazwie Monte Paterno przez ferrata Innerkofler. Wycieczka na ten szczyt to bardzo ciekawa propozycja, ponieważ na jego wierzchołek prowadzą aż trzy drogi w formie via ferraty, a przy okazji mamy cały czas podgląd na majestatyczne Tre Cime.

Najprostszym sposobem dostania się w masyw Tre Cime jest dojazd z Misuriny płatną drogą (25euro – 2016r.) pod schronisko Auronzo. Miejsce to jest niezwykle popularne i oblegane w sezonie przez turystów chętnych podziwiać imponujące turnie więc warto przybyć na miejsce wcześnie rano. Po dotarciu pod Rif. Auronzo naszym oczom ukazała sie fantastyczna panorama.Przed nami rozlegał się widok na postrzępione granie i turnie masywu Cadini di Misurina, dalej jak na dłoni mogliśmy podziwiać masyw Cristallo oraz całą masę innych masywów, szczytów i dolin. Idealnie trafiliśmy z pogodą w ten dzień i widoki były naprawdę niesamowite. Spod schroniska Auronzo w kilkanaście minut szlakiem nr 101 docieramy pod kolejne schronisko, tym razem Rif. Lavaredo. Mijamy je i kierujemy się w stronę przełęczy o tej samej nazwie. Po drodze mamy okazję obserwować zespół wspinaczy pokonujący jedną z dróg na Cima Piccola. Robi to ogromne wrażenie i pokazuje jak malutki jest człowiek w porównaniu z potężnymi ścianami Trzech Wież.

Z przełęczy widać już coraz lepiej sylwetkę Tre Cime znaną z wszelkich publikacji. Korzystając ze świetnej pogody my również uwieczniamy te widoki serią pamiątkowych zdjęć, zarówno na karcie pamięci aparatu jak i w głowie. Z przełęczy kierujemy się dalej szlakiem nr 101 w stronę schroniska Locatelli (Rif. Tre Cime di Lavaredo).

To stąd rusza jedna z ciekawszych dróg na szczyt Monte Paterno o nazwie De Luca Innerkofler. Również sam szczyt wygląda stąd najefektowniej, postrzępiona grań zwieńczona strzelistym wierzchołkiem rozpala wyobraźnie. Początek ferraty poprowadzony został korytarzami powojennej sztolni wykutej w północnej grani opadającej ze szczytu. Co jakiś czas zostały wykute “okna” przez które możemy podziwiać widoki raz po jednej, raz po drugiej stronie grani. Do przejścia tego odcinka konieczne są czołówki.

Po pewnym czasie sztolnia się kończy i rozpoczyna się już łatwa ferrata wyprowadzająca na Forcella Camoscio (Przełęcz Kozic), na której spotykają się pozostałe dwie drogi prowadzące na wierzchołek. Ferrata miejscami poprowadzona jest w kruchym terenie więc należy zachować ostrożność. Aby kontynuować dalszą drogę na szczyt na przełęczy należy skręcić w prawo. Do pokonania mamy ciekawy fragment ścianki. Z racji tego, że jest to jedno z trudniejszych miejsc w drodze na szczyt i tworzą się tutaj zatory, ferrata rozgałęzia się w tym miejscu na dwie części. Jedna służy do wchodzenia, druga do schodzenia. Po pokonaniu tych trudności czeka nas już tylko przyjemna wspinaczka na wierzchołek ścieżką, której przebieg wytyczają kamienne kopczyki.

Po kilkunastu minutach od wystartowania z przełęczy stajemy na szczycie Monte Paterno, 2744 m npm. Rozlegają się z niego fantastyczne panoramy na okoliczne grupy i masywy z Tre Cime di Lavaredo na czele. Nie sposób wymieniać je wszystkie, bo jest ich tak dużo. Na szczycie spędzamy trochę czasu podziwiając rozciągający się po horyzont krajobraz Dolomitów. Po porannym bezchmurnym niebie nie pozostało za wiele, a prognozy zapowiadały opady po południu więc postanawiamy schodzić w dół. Po dotarciu na przełęcz Camosci do wyboru mamy dwie trasy. Pierwsze stosunkowo krótka poprowadzona przez Forcella Passporto i wyprowadzająca nas bezpośrednio na Forcella Lavaredo. Druga opcja to droga o nazwie Sentiero delle Forcelle. Nie jest to typowa ferrata, a ubezpieczona ścieżka wysokogórska poprowadzona wschodnią granią Monte Paterno. Zdecydowanie polecam wybór drugiej trasy, ponieważ stanowi ona naturalną kontynuację ferraty De Luca Innerkofler i pozwala nam podziwiać wspaniałe widoki grupy Tre Cime di Lavaredo.

Ścieżka poprowadzona jest powietrznym trawersem, poniżej ostrza grani. Raz po raz przechodzimy przez liczne przełączki i mamy okazję oglądać panoramę po północnej i południowej stronie grani. Podążając wytyczoną percią co chwilę napotykamy na pozostałości działań wojennych prowadzonych tutaj w czasie I wojny światowej. Po przejściu głównej części grani docieramy na spore wypłaszczenie. Nie należy jednak zdejmować jeszcze lonży i uprzęży, ponieważ czeka nas przejście niewidocznego z góry uskoku. Dalsza droga w kierunku schroniska Pian di Cenghia nie nastręcza żadnych trudności więc sprzęt do chodzenia po via ferratach ląduje w naszych plecakach.

Zmęczenie daje się już trochę we znaki, a przed nami jeszcze spory kawał drogi do schroniska Auronzo. Kto chce skrócić sobie nieco drogę może zejść w dół obszernym piarżyskiem do ścieżki nr 104, która zaprowadzi nas do samochodu. My ze względu na podatne na kontuzje kolana stwierdziliśmy, że przejdziemy znakowanym odcinkiem szlaku do schroniska Pian di Cenghia. Niestety na tym etapie wędrówki baterie w moim aparacie wyzionęły ducha więc zdjęć z dalszej części trasy już nie będzie. Po dotarciu na przełączkę o tej samej nazwie odbijamy na wspomniany już wcześniej szlak nr 104. Droga zatacza szeroki łuk, schodzi w dół doliny i biegnie w kierunku przełęczy Forcella Lavaredo.

W między czasie na niebie przybyło chmur, z których postanowiło co nieco popadać. Co ciekawe Adrian znów stwierdził, że nie będzie zakładał kurtki, bo mu zmoknie i dalsze podejście na przełęcz kontynuował w krótkim rękawku 🙂 Padający deszcze nie zniechęcił do aktywności świstaków, których świst co chwilę przeszywał powietrze. Udało nam się wypatrzyć kilka hasających osobników. Kiedy docieramy pod schronisko Lavaredo już nie pada. Niestety zgodnie z przewidywaniami Tre Cime przeżywają oblężenie tłumów porównywalne z tym z Morskiego Oka lub większe, dlatego po krótkim odpoczynku postanawiamy zakończyć wycieczkę i ruszamy w stronę samochodu. Na sam koniec mamy okazję jeszcze popatrzeć na wspomniany na początku zespół wspinaczy, który łoił drogę na Cima Piccola. Po tych paru godzinach ekipa znajdowała się już w górnych, końcowych wyciągach drogi. Szacun dla nich, bo ściana jest praktycznie pionowa, a miejscami pewnie i lekko przewieszona. Nam pozostało już tylko pożegnać Tre Cime i wrócić na camping. Mimo, że miejsce to jest oblegane przez rzesze turystów to warto tutaj zajrzeć, bo ma w sobie coś magicznego, coś niesamowitego.

5 komentarzy

  1. Sama ferrata bardzo ciekawa, ale niewątpliwie dostaje +50 za widok na Tre Cime. Rewelacja. Czas chyba zaopatrzyć się w jakiś książkowy przewodnik i zacząć planować Dolomity 🙂

    • TW Reply

      Dolomity faktycznie są bardzo urokliwe i mają coś magicznego w sobie. Jak raz człowiek je zobaczy to ciągle chce wracać po więcej 🙂 Szczerze polecam!

  2. Widoki cudne!! Pytanko: w jakim terminie byliście ? Czy końcem czerwca jest szansa na przejście ferraty, czy tez raczej trzeba spodziewać się zalegającego śniegu?

    • Widoki są przepyszne! My byliśmy w lipcu/sierpniu. Trudno powiedzieć jak może być w czerwcu, wszystko zależy od tego ile tego śniegu zimą nasypie 😉

    • Byliśmy tam kilka razy w czerwcu i wszystko zależy od zimy. Zejście z przełęczy do schroniska ferratą w czerwcu 2015 było nie do pokonania, 2 metry śniegu w górnej partii. Ale w innych latach nie było problemu. Najlepiej zadzwonić w czerwcu do schroniska i zapytać, około 20 czerwca powinno być już otwarte ( w tym terminie otwiera się większość schronisk).

Write A Comment

Podobał Ci się wpis?

Znalazłeś interesujące Cię informacje?

Bądź na bieżąco i dołącz do nas na Facebook’u!

Nic Cię to nie kosztuje, a nas zmotywuje do dalszej pracy 🙂