Planując ten wyjazd stanąłem przed nie lada wyzwaniem. Nie chodziło o trudność naszych celów bowiem wejście na Furkotski Szczyt jak i Hruby Wierch nie nastręcza większych trudności. Chyba pierwszy raz miałem problem co do wyboru tury, która zadowoliłaby wszystkich jej uczestników. Stało się tak, ponieważ tatrzański weekend spędziliśmy aktywnie z moimi rodzicami oraz Jurkiem, który towarzyszy mi zazwyczaj na drugim końcu liny 🙂 Z racji takiego składu wyjazdowego musiałem wyczarować taką trasę, żeby jak największą jej część przejść wspólnie, a dodatkowo dla mnie i Jurka znalazła się jakaś opcja „off-roadu” 🙂 Idealnie do tego nadawał się wspomniany wcześniej zestaw Furkotski+Hruby, który położony jest w niewielkiej odległości od szlaku na Bystrą Ławkę, przez którą przebiega żółty szlak łączący doliny Młynicką i Furkotską.
Wycieczkę rozpoczęliśmy w Szczyrbskim Jeziorze, gdzie zostawiliśmy samochód na jednym z licznych parkingów (5,5€/dzień) i ruszyliśmy znakami koloru żółtego w głąb doliny Młynickiej. Po wakacyjnych wojażach na południu Europy stęskniłem się za widokiem tatrzańskich szczytów i zielonych połaci kosodrzewiny. Początkowy fragment prowadzący leśną ścieżką upłynął nam na opowieściach o bałkańskiej przygodzie, która ciągle tkwi w naszych głowach. Wkrótce również z Wami podzielimy się wrażeniami w kolejnych wpisach 🙂
Kiedy tak maszerowaliśmy pochłonięci rozmową nie zauważyliśmy nawet jak szybko minął nam czas i dotarliśmy do jednej z „atrakcji” doliny Młynickiej, mianowicie wodospadu Skok oraz Stawu nad Skokiem. Zrobiłem wtedy trochę wielkie oczy, bo nie przywykłem do takiej ilości osób na szlaku, które w tym miejscu ukazały się przed nami. W trakcie wędrówki przez las i kosówkę nie widzieliśmy zbyt wielu osób więc żyłem w błogiej nieświadomości, że będzie luźno i przyjemnie, tak jak przyzwyczaiły mnie do tego Tatry Słowackie. Zapomniałem jednak, że są wakacje i Tatry przeżywają oblężenie, które chyba zaczyna przeradzać się w okrążenie, bo coraz więcej naszych rodaków przemierza słowackie szlaki i napiera na Tatry już z każdej możliwej strony. Zapewne na ilość osób na szlaku miała wpływ także godzina naszego startu, która też mocno odbiegała od tej, o której przeważnie ruszamy. Szybko zostałem sprowadzony na ziemię przez moich rodziców, którzy stwierdzili, że to i tak pikuś z tym co dzieje się po naszej stronie grani.
Szczerze muszę przyznać, że w polskich Tatrach nie byłem już od paru lat, a obecny stan rzeczy jeszcze bardziej pogłębia moją niechęć do wędrowania pośród tłumów, szkolnych wycieczek, wrzeszczących dzieciaków czy latających dronów, na które zapanowała ostatnio moda. Nawet w miesiącach przed lub po sezonie jest u nas o wiele więcej ludzi na szlakach niż na Słowacji. Wiem, że Tatry są dla wszystkich i ciężko będzie ograniczyć panujące u nas zjawisko masowej turystyki stąd świadomie wyemigrowałem na słowacką stronę mocy, ale widzę, że i tutaj za chwilę będzie dla mnie za tłoczno. Niestety tak już mam, że w górach lubię spokój, ciszę i samotność.
Suma summarum musiałem się pogodzić z obecnością większej ilości ludzi niż zwykle i slalomem pomykać pośród nich. Będąc w okolicach stawu nad Skokiem postanowiliśmy z Jurkiem odłączyć się od naszego peletonu i z kopyta ruszyliśmy w stronę Bystrej Ławki. W końcu mieliśmy jeszcze dodatkową „robotę” do zrobienia. Oczywiście w międzyczasie korzystaliśmy z możliwości podziwiania roztaczających się wokół widoków, bo tych jak zwykle nie brakowało. Tym razem mieliśmy okazję oglądać m.in. grań Baszt oraz Szatana od drugiej strony niż zwykle, przepiękną grań Solisk, a także piętrzącą się na końcu doliny piramidę Szczyrbskiego Szczytu.
Będąc w górnych partiach doliny Młynickiej nad Kozim i Capim Stawem widzieliśmy już także cel naszej wycieczki, Furkotski Szczyt i Hruby Wierch. Szczyty te nie wyglądają szczególnie imponująco, ale mimo to przyjemnie jest przejść się po grani używając do tego wszystkich kończyn 🙂 Znad Capiego Stawu podążyliśmy ochoczo w kierunku Bystrej Ławki, do której jednak nie doszliśmy, bo najdogodniejsza droga na Furkotski Szczyt odbija jeszcze przed przełęczą. Nieco poniżej Bystrej Ławki wyraźnie widać odbijający w prawo stary szlak, który prowadził dawniej na Bystry Przechód i Furkot. Na skałach widać jeszcze dawne oznaczenia szlaku.
Pomimo łatwego terenu założyliśmy na głowę kaski i ruszyliśmy w kierunku szczytu. Po krótkim trawersie doprowadzającym do żlebu opadającego z Bystrego Przechodu mieliśmy dwa warianty podejścia na tą przełęcz. Można iść od razu żlebem do góry albo żleb przekroczyć i podejść w górę trawiastą grzędą. My wybraliśmy drugą opcję, po grzędzie, bo żleb jest wypełniony straszną kruszyzną i poruszanie się nim jest mało przyjemne oraz dosyć karkołomne, ale co kto lubi 🙂 Z Bystrego Przechodu na Furkotski Szczyt jest już rzut beretem więc raz dwa idąc po skałkach zameldowaliśmy się na wierzchołku, który wznosi się na wysokość 2404 m.
Na szczycie zastaliśmy sporą grupkę osób więc zdecydowaliśmy od razu ruszyć w dalszą drogę na Hruby Wierch. Ani na jego szczycie, ani na grani nie widzieliśmy nikogo więc stwierdziliśmy, że to tam zrobimy sobie krótką przerwę na podziwianie widoków i odpoczynek. Za nami ruszyły jeszcze dwie osoby. Odcinek grani z Furkotskiego Szczytu na Hruby Wierch o długości ok. 350 m nie należy do szczególnie trudnych (0+), ale jak to bywa na grani czuć już ekspozycję. Grań obchodzi się miejscami raz z lewej, raz z prawej strony, aż do miejsca, gdzie łączy się ona ze wschodnią granią Hrubego. Do tego punktu można dotrzeć idąc albo wprost, ściśle po skałach, albo obejść z prawej strony po stromych trawkach. Przebieg perci jest dobrze widoczny, dodatkowo po drodze ustawione były kopczyki więc nie mieliśmy większych problemów z orientacją. W miejscu połączenia grani odbiliśmy na zachód w kierunku najwyższego punktu Hrubego Wierchu. Po kilku chwilach cieszyliśmy się widokami roztaczającymi się z wysokości 2428 m.
Droga z Furkotskiego Szczytu na Hruby Wierch zajęła nam ok 25 min. Zrobiliśmy trochę zdjęć, nacieszyliśmy oczy widokami i musieliśmy wracać, żeby dogonić rodziców i Elę, którzy już dawno minęli Bystrą Ławkę i byli gdzieś w dolinie Furkotskiej. Nie mieliśmy zbyt dużego wyboru co do wariantu powrotnego więc na Bystry Przechód wróciliśmy tą samą drogą. Nie chciało nam się za to ponownie schodzić na stronę doliny Młynickiej i podchodzić na Bystrą Ławkę, skąd dobiegały nas odgłosy dzikich tłumów. Postanowiliśmy schodzić w dół pd.-zach. zboczem Furkotskiego Szczytu wprost do doliny Furkotskiej nad Wyżni Wielki Furkotski Staw (słow. Vyšné Wahlenbergovo pleso). Droga prowadziła kruchym i piarżystym terenem pełnym złomisk więc trzeba było zachować ostrożność żeby nie znaleźć się na dnie doliny w przyspieszonym tempie.
Na szczęście obyło się bez przykrych niespodzianek i po niedługim czasie dotarliśmy do żółtego szlaku opadającego z Bystrej Ławki, którym sunął sznureczek turystów. Podłączyliśmy się do ruchu i pośpiesznie schodziliśmy w dół z nadzieją, że jeszcze gdzieś na szlaku dogonimy resztę naszej ekipy. Sztuka ta nam się niestety nie udała i spotkaliśmy się dopiero na parkingu. W drodze powrotnej powzdychaliśmy jeszcze z zachwytu nad malowniczo położonym Szczyrbskim Jeziorem oraz górującymi w tle szczytami. Świetnie to wszystko się komponowało i żal było kończyć tą wycieczkę. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Cieszę się, że udało nam się wspólnie wybrać w góry i tak dobrać trasę, bo wszyscy byli zadowoleni. Jak zawsze było mega! 🙂
Znajomi mówią o nas, że jesteśmy najbardziej zbzikowanymi na punkcie gór ludźmi jakich znają.
Góry to miejsce, gdzie uciekamy, by przeżyć kolejną przygodę, gdzie chcemy być bliżej przyrody i nasłuchiwać ciszy. No tak, ciekawe czy można usłyszeć ciszę? Ela ciągle próbuje znaleźć odpowiedź na to nurtujące pytanie, a ja bez końca planuję nasze kolejne wyprawy!
5 komentarzy
I kolejny raz czytam u Ciebie o miejscu gdzie byłam 😉 akurat ten szlak przemierzyłam 2 dni temu, tylko niestety nie trafiłam na taką pogodę jak Wy i oglądając Twoje zdjęcia widzę, jak jest tam cudnie w pełnym słońcu.
I zazdroszczę wejścia na Furkot i Hruby Wierch, bo miałam wielką ochotę wejść przynajmniej na ten pierwszy, ale Krzysiek nie dał się ruszyć na zejście ze szlaku a sama się nie zdecydowałam. grrrrr jak on mnie czasem wkurza! zwłaszcza jak zobaczyłam jakie cudne widoki są ze szczytu
Żałuj, bo wejście na Furkot jest naprawdę bardzo łatwe 🙂 Musisz następnym razem jakoś go przekonać, bo dla tych widoków zawsze warto zrobić “skok w bok” 🙂 co do zbieżności naszych celów to nie widzę przeszkód żeby w przyszłości wspólnie gdzieś ruszyć skoro celujemy w podobne miejsca 🙂
żałuję i to bardzo 🙁 i po Twojej relacji i relacji Mateusza z Zielonych w Podróży. i nawet nie pociesza, że szczyty były co nieco w chmurach i ciężko powiedzieć co byłoby widać.
i zdecydowanie nie chodziło o trudność, tylko właśnie o ten “skok w bok” ale następnym razem muszę wymyślić jakiś dobry argument 😉
a co do wspólnego wyjścia na szlak – bardzo chętnie 🙂
Cześć! Z zazdrością patrzę na grań w stronę Hrubego – gdybym był sam, to pewnie przeszedłbym się przynajmniej kawałek w jego stronę 😀 Z tego kruchego żlebu pod Furkotem też uciekaliśmy, bo wszystko się tam zsuwało. No, ale ciekawie było, bo widoki rozległe i pierwszy taki “spacer” jest zawsze przekroczeniem jakiejś granicy 🙂 Pozdrawiam!
Ja z zazdrością patrzę zawsze na Wasze zdjęcia 🙂 Życzę Wam więcej odwagi w ruszaniu w nieznane. W końcu w każdym z nas drzemie dusza eksploratora i chęć przekraczania kolejnych granic 🙂 Trzymajcie się!