Kolejny dzień, kolejna przygoda 🙂 Tym razem postanowiliśmy wybrać się na pierwsze w Dolomitach ferraty. Naszym celem było wejście ferratami Ra Gusela na szczyt Nuvolau oraz Averau na szczyt o dokładnie takiej samej nazwie. Wyruszyliśmy na Passo Giau skąd zaczynają się szlaki podejściowe dosyć wcześnie, ponieważ jest to miejsce bardzo oblegane przez turystów. Wynika to między innymi z łatwego i krótkiego dojścia do ferrat oraz niewielkiej ich trudności, a także widoków jakie rozpościerają się z samej przełęczy Pass Giau. Bez problemów można dostrzec stąd królową Dolomitów – Marmoladę oraz leżący nieopodal masyw Sella z charakterystycznym Piz Boe. Po przyjechaniu na przełęcz okazało się, że byliśmy jednymi z pierwszych gości, a parking świecił pustkami, co miało zmienić się diametralnie po południu.
Na dzień dobry wyrosła przed nami budząca podziw południowa ściana szczytu Ra Gusela. Sprawia on ze strony przełęczy wrażenie groźnego i niedostępnego, ale jego północne zbocza są dosyć łagodne i bez problemów można wejść na jego wierzchołek. Po przejściu krótkiego odcinka “deptaka” skręciliśmy w prawo na szlak o numerze 443, którym obeszliśmy Ra Guselę po jej zachodniej stronie. Po drodze napotkaliśmy pasące się na ścieżce dolomickie krowy, które ani rusz nie chciały ustąpić pierwszeństwa i musieliśmy obchodzić je dookoła. Po paru minutach doszliśmy do miejsca, w którym część osób zaczyna już podejście nieprzyjemnym piargiem w górę, lecz lepiej przejść jeszcze kawałek do miejsca rozwidlenia szlaków i odbić w lewo na szlak nr 438 wyprowadzający na ferratę Ra Gusela.
Podejście ścieżką jest dosyć strome, ale o wiele lepsze niż wspomniane wcześniej podchodzenie osypującym się piargiem. Po dojściu na przełączkę, z której dostrzegliśmy już pierwsze fragmenty ubezpieczeń na ferracie Ra Gusela ubraliśmy sprzęt do poruszania się żelaznymi drogami. Droga początkowo prowadziła krótkim trawersem, a później dobrze urzeźbionym kominkiem/zacięciem. Jak na ferratę przystało wszystko ubezpieczone było solidną stalową liną oraz drabinką. Ferrata wyceniana jest na A/B, a więc w sam raz na początek. Przejście tego fragmentu zajęło nam dosłownie kilka chwil i… okazało się już po wszystkim. Koniec pierwszej części ferraty… Wyszliśmy na szerokie kamieniste plateau, które tworzy północną część Ra Guseli. Czuliśmy olbrzymi niedosyt, bo liczyliśmy na nieco więcej radości :). Nad płaskowyżem, którym prowadziła nasza dalsza droga piętrzy się szczyt Nuvolau, na którym znajduje się schronisko. Szlak kluczył śladem węża omijając szczeliny i pęknięcia w skale.
Po przejściu płaskiego odcinka szlaku rozpoczęliśmy podejście pod drugi fragment ferraty Ra Gusela, który prowadził granią na szczyt Nuvolau, 2574 m. Na początku była drabinka, później kilkanaście metrów ubezpieczonej grani i… znów koniec. Byliśmy na szczycie, a przed nami stało schronisko. Nie pozostało nam nic innego jak podziwiać widoki. Spod schroniska rozpościerała się przed nami wspaniała panorama na Tofany i masyw Fanes, Cinque Torri. Bez problemu dostrzegliśmy ponownie także Marmoladę z najwyższym szczytem Dolomitów (Punta Penia – 3343 m) oraz Piz Boe, 3152 m. Na północny zachód na wyciągnięcie ręki mieliśmy także Averau – kolejny cel naszej wycieczki. Poza tym wszystkim po horyzont rozciągało się wiele, wiele innych szczytów i masywów, które trudno zliczyć i wymienić 🙂
Po krótkiej sesji foto zeszliśmy w dół na Forcella Nuvolau, gdzie tuż obok stacji kolejki znajdował się początek szlaku doprowadzającego na ferratę. Prowadził on najpierw krótkim trawersem, a później ostro w górę po kamienistym zboczu pod ścianę, którą poprowadzono żelazną drogę. Na starcie zauważyliśmy grupę osób przygotowującą się do wejścia, ale strasznie długo się zbierali i udało nam się uprzedzić ich na wejściu i jako pierwsi rozpoczęliśmy wspinanie 🙂 Via ferrata Averau wyceniana jest na B/C. Pierwszy fragment ferraty poprowadzony został ścianą po dobrze urzeźbionej skale. Po kilku metrach stalowa lina rozgałęziła się i mieliśmy do wyboru dwa warianty podejścia. Wariant I, w lewo, wyprowadzał nas w ubezpieczony klamrami kominek. Wariant II, w prawo, prowadził dalej po ścianie w górę umożliwiając nam przyjemną wspinaczkę. My wybraliśmy przejście kominka 🙂 Po wyjściu z kominka drogi spotkały się i doprowadziły nas trawersem pod kolejny kominek.
Po przejściu wspomnianego wyżej kominka ferrata niestety się skończyła. Znów było nam mało i czuliśmy się nieusatysfakcjonowani 🙁 Pozostało nam już tylko zdobycie szczytu. Droga prowadziła kamienistym, osypującym się zboczem, na którym nie zauważyliśmy znakowanego szlaku więc podążaliśmy w górę jedną z wielu wyraźnych ścieżek oznakowanych kopczykami. Po 20min od wyjścia z ferraty udało nam się stanąć na szczycie Averau, 2647 m. Wpisaliśmy się do książki wejść i mieliśmy kilka minut na podziwianie panoramy, która rozciąga się ze szczytu. Na wyciągnięcie ręki mieliśmy Nuvolau, na którym nie tak dawno staliśmy. Niestety rozkoszując się widokami dostrzegliśmy również na niebie coraz więcej złowieszczych chmur. Postanowiliśmy szybko schodzić, aby zdążyć przed burzą. Nasza droga powrotna prowadziła dokładnie tą samą drogą, którą wchodziliśmy na górę. Niestety po dojściu do ferraty okazało się, że w górę podchodziła dosyć spora grupa osób i musieliśmy zaczekać, aż lina się zwolni. Po paru minutach doczekaliśmy się swojej kolejki i sprawnie zeszliśmy ferratą w dół. Z przełęczy Nuvolau zeszliśmy początkowo gruntową drogą, później odbiliśmy na szlak nr 452, którym udało nam się wrócić suchą stopą na Passo Giau. Burza złapała nas dopiero na campingu.
W taki oto sposób zaliczyliśmy nasze pierwsze ferraty w Dolomitach. Zdecydowanie polecam je na początek osobom, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z drogami typu via ferratami. Warto przy tym zaliczyć obie ferraty za jednym razem. Nam cała wycieczka zajęła ok. 5h więc jest to idealna propozycja na zapoznanie się z żelaznymi drogami.
Znajomi mówią o nas, że jesteśmy najbardziej zbzikowanymi na punkcie gór ludźmi jakich znają.
Góry to miejsce, gdzie uciekamy, by przeżyć kolejną przygodę, gdzie chcemy być bliżej przyrody i nasłuchiwać ciszy. No tak, ciekawe czy można usłyszeć ciszę? Ela ciągle próbuje znaleźć odpowiedź na to nurtujące pytanie, a ja bez końca planuję nasze kolejne wyprawy!