Od ostatniego wypadu w Tatry upłynęło sporo czasu. Kolejne dni mijały, a mnie coraz bardziej wyrywało w stronę gór. Wejście na Wysoką planowałem już od dawna. Pierwszy wyjazd pokrzyżowała nam pogoda, solidny opad świeżego śniegu oraz lawinowa “3” z tendencją rosnącą + silny wiatr skutecznie uniemożliwiły nam działanie więc pozostaliśmy w domu. Przesuwamy go o kolejny tydzień i tym razem warunki zapowiadają się wręcz idealnie, lawinowe 1/2, słońce i zero wiatru. Podróż do Szczerbskiego Plesa mija całkiem sprawnie i już po godzinie 5.00 meldujemy się na parkingu tuż przy przystanku Elektricki – Popradzkie Pleso.
Chwilę czasu poświęcamy na przepakowanie rzeczy w plecakach i po paru minutach ruszamy niebieskim szlakiem do schroniska Popradzkie Pleso. Po godzinie marszu docieramy nad Popradzki Staw. Szybkie śniadanie, zakwaterowanie, pozostawienie niepotrzebnych rzeczy i ruszamy dalej. Tak naprawdę w ten weekend mieliśmy w planach Kończystą i Wysoką, w takiej właśnie kolejności. Plan był taki, aby wejść na Kończystą przez Dolinę Złomisk od strony Zmarzłego Stawu przez Stwolską Przełęcz, aby jednocześnie wykonać rekonesans warunków śniegowych przed wejściem następnego dnia na Wysoką. Ale plany planami….
Ruszamy czerwonym szlakiem w kierunku przełęczy pod Osterwą, by po kilku minutach skręcić w lewo nieznakowaną drogą w kierunku Doliny Złomisk. Śnieg trzyma super, widać, że przed nami było już tu wiele osób, bo ścieżka jest przetarta. Sprawnie pokonujemy kolejne piętra doliny, podziwiając po swej prawej stronie zbocza Tępej, docierając do miejsca, w którym należałoby zacząć kierować się w kierunku Zmarzłego Stawu.
Pogoda marzenie, warunki idealne więc zaczynam się zastanawiać czy czasem nie spróbować wejść na Wysoką zamiast Kończystej, ponieważ następnego dnia meteo już nie zapowiadało się tak różowo. Krótka konwersacja z J. i ku mojej wielkiej radości postanawiamy atakować Wysoką.
Wychodzimy na Złomiskową Rówień w kierunku Złomiskowej Zatoki i naszym oczom ukazuje się cel naszej wycieczki. W otoczeniu Smoczego Szczytu, ponad Siarkańską Przełęczą widzimy pd.-wsch. wierzchołek Wysokiej.
Do tej pory droga prowadziła w cieniu ale w momencie gdy dopadły nas promienie słońca jasne staje się, że się ugotujemy. Chwila przerwy na zmianę odzieży i ruszamy w kierunku Siarkańskiej Przełęczy. Po drodze widzimy Ganek, Rumanowy Szczyt, Żłobisty Szczyt, a za naszymi plecami rozciąga się cała grań Kończystej oraz Tępej.
Po kolejnych minutach mozolnego podejścia na Siarkańską Przełęcz w końcu ją osiągamy. Widoki zaczynają robić się nieziemskie, aż boję się pomyśleć co będzie na szczycie. Spojrzenie na Siarkana i od razu budzi respekt.
Na przełęczy przed wejściem do żlebu, który opada z przełączki w Wysokiej, postanawiamy, że zwiążemy się liną i dalej pójdziemy na lotnej. Zakładamy trochę szpeju by w razie czego móc założyć u góry trochę asekuracji. Rzut oka na żleb i wszystko jasne – będzie niezły wycisk. Niestety południowa wystawa powoduje, że śnieg zaczyna stawać się nieco miękki co utrudnia podejście.
Czas mija, słoneczko świeci, a my pokonujemy kolejne metry żlebu. Docieramy w końcu do miejsca poniżej przełączki, gdzie nasza droga kieruje się w lewo w kierunku płyt, które wyprowadzają na szczyt Wysokiej. Latem są one ubezpieczone klamrami i łańcuchami, ale tym razem wszystko znajduje się pod warstwą śniegu i lodu. Ruszam do góry, zakładając po kolei parę przelotów. Po kilku minutach melduje się przy mnie J. Szczyt jest nasz! Stoimy na pn-zach. wierzchołku Wysokiej – 2560 m. Numer 5. na liście Wielkiej Korony Tatr zdobyty. Będąc na szczycie napawamy się widokami, które zapierają dech w piersi. Chyba nigdy wcześniej nie widziałem takiej panoramy Tatr. Chciałoby się zanucić słowa piosenki Lady Pank….
“I warto było iść,
Do góry wciąż się piąć, (…)
Przepięknie jest…
Tylko tlenu mniej…
Przepięknie jest…
Tylko tlenu mniej”….
Z żalem zaczynamy zejście. Ze względu na oblodzenie płyt znów zakładamy przeloty i powoli z asekuracją zaczynamy schodzić w dół. Ku mojemu zdziwieniu byliśmy chyba jedynymi tego dnia, którzy “tradycyjnie” zdobyli szczyt Wysokiej, ponieważ przeżywała ona oblężenie skiturowców. Po zaledwie 7 godzinach drogi jesteśmy z powrotem na schronisku, gdzie cieszymy się ze zdobycia Wysokiej popijając piwko, racząc się w dalszym ciągu niesamowitymi widokami 🙂
Znajomi mówią o nas, że jesteśmy najbardziej zbzikowanymi na punkcie gór ludźmi jakich znają.
Góry to miejsce, gdzie uciekamy, by przeżyć kolejną przygodę, gdzie chcemy być bliżej przyrody i nasłuchiwać ciszy. No tak, ciekawe czy można usłyszeć ciszę? Ela ciągle próbuje znaleźć odpowiedź na to nurtujące pytanie, a ja bez końca planuję nasze kolejne wyprawy!